- Przepiękna była pańska asysta przy bramce Lawrence’a Ennalego. I parę innych podań do niego także!
Lukas Podolski: - Trzeba następnego zawodnika sprzedać, więc… trzeba robić dalej (śmiech). Był Włodarczyk, potem Yokota, następny będzie Lawrence Ennali. A tak naprawdę – trzeba wykorzystywać jego szybkość. Zawsze mu powtarzam: masz taką szybkość; nie musisz wracać na naszą połowę, kiwać się i tracić siły. Szukaj wolnego pola na boisku, a ja ci dam piłkę. I tak to wyglądało w meczu z Jagiellonią. Super, że strzelił gola, ale trzeba pamiętać, że miał jeszcze parę okazji, w których mógł się lepiej zachować, lepiej podać. Musi to poprawić, ale jest młody i jeszcze wiele pokaże. Ta jego szybkość to wielkie bogactwo; ja go już nie dogonię (śmiech).
- On ma bogactwo w postaci szybkości. A czy piłkarze Górnika mają bogactwo w postaci pensji na kontach?
- Dostaliśmy część zaległości, na resztę czekamy.
- Kiedy ma zostać uregulowana?
- Nie wiem. Był komunikat klubu, że wszystko będzie zapłacone. Czekamy; mam nadzieję, że to stanie się w tym tygodniu. Szacunek dla nas, dla drużyny. W takich sytuacjach nietrudno się wpier… na dół i grać o spadek, jak wszystko tak wygląda. Nam idzie, a reszta się zobaczy.
- Idzie wam tak, że ograliście lidera i za chwilę będzie deptać po piętach drużynom walczącym o puchary. Chodzi wam taki numer po głowie?
- Od kiedy tu jestem, zawsze powtarzam, że Górnik jeszcze nie jest tak poukładanym klubem, by atakować czołówkę. Zresztą przykład obecnego sezonu pokazuje, że nie wszystkim klubom grającym w europejskich pucharach dobrze poszło w kwalifikacjach… Żeby o pucharach myśleć, trzeba mieć wszystko poukładane, musi być spokój. Wszyscy wiedzą, że w Górniku nie ma dyrektora, prezesa, wielu zawodnikom kończą się kontrakty… Więc nie ma co o tym myśleć. Natomiast nie wychodzimy na boisko – na przykład z Jagiellonią – z myślą: „Przyjechał lider, to oddamy mu punkty”. Walczymy. Do podium mamy sześć punktów. To są dwa mecze. A więc nie gramy „o nic”, możemy patrzeć w górę tabeli.
- Spokój może być, kiedy zakończy się trwający właśnie proces prywatyzacji klubu. Śledzi go pan oczywiście?
- Znam dwóch z trzech potencjalnych nowych właścicieli Górnika: pana Thomasa Hanslę i firmę Zarys (ofertę złożyła też firma DL Invest Group – dop. aut.) . Owszem, ja mówię: „Musi być prywatność i obojętne kto będzie właścicielem”. Ale jest dla mnie ważne, z kim i jak będę pracować w Górniku. Bo mam kontakty, mam plany, ale to muszą być poważni ludzie, którzy kochają klub, czują go. Bo Górnik to nie jest normalny klub; trzeba mieć do niego serce. Decyzja o wyborze właściciela nie będzie nasza. A ja po jej podjęciu zobaczę, jaka będzie moja przyszłość w Górniku. Na razie gram – bo kocham grać; a chcę też pomóc organizacyjnie. Ale nie chciałbym, by to się odbywało w ten sposób, że ktoś mi będzie mówić, co mam robić. Chciałbym to wszystko poukładać w sposób, w jaki ja widzę przyszłość klubu. Ale to jeszcze nie ten czas, bo na razie jestem tylko piłkarzem.
- Mówił pan niedawno, że najlepiej byłoby zmiany właścicielskie zakończyć przed końcem tego sezonu.
- Gdybym nie był piłkarzem, być może wszedłbym, złożyłbym ofertę i kupił klub. Ale wtedy chciałbym, by to się odbyło przed rozpoczęciem okresu przygotowawczego: żeby móc kupić zawodników, opracować plan na sezon itd.
- Nie wiemy, jak się potoczą rozmowy z zainteresowanymi. A jeśli się cały proces nie skończy odpowiednio wcześnie, to jak pan spojrzy na swój ważny jeszcze do czerwca 2025 kontakt?
- Normalnie
- Niezależnie od tego, kto będzie nowym właścicielem, zostanie pan w roli piłkarza?
- Zobaczymy. Jest jeszcze kilka meczów w tym sezonie, potem urlopy… Moją przyszłość mam w moich rękach. Dobrze mi idzie na boisku wiosną, właśnie zaliczyłem trzeci punkt w tej rundzie (asysta przy golu Ennalego – dop. aut.). Trudno byłoby to rzucić, jeśli się widzi, że można jeszcze grać na dobrym poziomie.
- Może więc nie Ennali, a Lukas Podolski będzie najgorętszym transferem z Górnika w letnim okienku?
- Jak ktoś wyśle ofertę... W meczach – jak powiedziałem – nieźle to wygląda z mojej perspektywy. Mam radość z bycia na boisku. Oczywiście nie biegam 12 kilometrów w każdym spotkaniu, ale można i bez tego grać dobrze w piłkę.
- Mówi pan czasem o przyszłości w FC Koeln, o innych zapytaniach. W Arabii Saudyjskiej pewnie też chętnie przygarnęliby mistrza świata.
- Za wielu ich tam w lidze nie mają (śmiech). Gdyby tak wyłożyli fajną kasę – jakieś 20 milionów euro za mnie dla Górnika – to by było fajnie, co nie? A poważnie mówiąc: czujemy się – ja i rodzina – dobrze w Polsce. Miał być rok, są już prawie trzy. Mam radość z gry tutaj i radość z tego, że Górnik już w tym sezonie nie musi się martwić o utrzymanie.
- Ostatnio trener Jan Urban powiedział, że ta klubowa „bieda scala” was, jednoczy. Ma rację?
- Jest w nas odpowiedzialność: za kibiców, którzy przychodzą na stadion. To dla nich trzeba walczyć i grać. Powtórzę: ukłon dla zawodników i trenerów, że wychodzimy, gramy, wygrywamy. To pokazuje, że w szatni jest superatmosfera, a zespół ma charakter, a każdy z zawodników ma dobrze poukładane w głowie.
- W przerwie meczu z Jagiellonią Włodzimierz Lubański odebrał koszulkę z numerem „10”. Lubańskiego pan z boiska nie może pamiętać, ale fakt, że pan też w Górniku gra z „dychą”, ma dla pana znaczenie?
- Oczywiście. Chłopaki z Sośnicy mają to „coś”. Dzięki takim ludziom, jak pan Lubański, mogę tu grać; dzięki nim jest taki stadion w Zabrzu. To oni budowali tę markę. Dzięki niemu – i dzięki ludziom, którzy kiedyś pracowali w kopalni, a przy okazji budowali Górnika – ten klub nie jest w A-klasie, tylko w ekstraklasie. Mam nadzieję, że po Lubańskim i po Podolskim uda się do Górnika wyciągnąć kolejnego dobrego piłkarza z Sośnicy.