„Super Express”: - Wygrywając, mogliście przeskoczyć Legię w tabeli i zbliżyć się do ścisłej czołówki. Czemu się nie udało?
Lukas Podolski: - Nie weszliśmy dobrze w ten mecz, za łatwo traciliśmy bramki. Może mamy trochę stracha, kiedy przychodzi nam grać o coś więcej? Przegraliśmy, seria się skończyła. Ale i tak mamy fajny sezon, a nie można wygrać każdego spotkania. Ważne, że stadion był pełny, a my… jedziemy dalej.
- Legia podcięła wam skrzydła. Dosłownie: zneutralizowała skrzydłowych – Adriana Kapralika i Lawrence’a Ennalego.
- Widać po takich meczach – bo z Lechem było podobnie – że w lidze trochę boją się nas nawet ci, którzy są wyżej w tabeli albo mają dużo większy budżet. Legioniści oddali nam piłkę, mieliśmy przewagę w jej posiadaniu, ale okazji nie stwarzaliśmy. Każdy w lidze już wie, że największe nasze atuty to właśnie skrzydła. Teraz trzeba poszukać czegoś innego. Nas – mówiłem to już wiele razy – wciąż nie stać jeszcze na patrzenie na czoło tabeli. Warto jednak skończyć ten sezon jak ubiegły, na szóstym miejscu. To wciąż możliwe.
- Oddał pan egzekucję rzutu karnego Ennalemu. Czemu?
- Nie ma u nas w drużynie hierarchii przy wykonywaniu karnych. Mógłbym strzelać, ale „Lolo” ma pewność siebie. A poza tym na przykładzie Szymona Włodarczyka widać, że gole – nawet z karnych – się liczą, kiedy patrzą na ciebie inne kluby; może Lawrence będzie następnym piłkarzem, który pójdzie z Górnika w świat?
- Już ponoć ma propozycje z Bundesligi. Wie pan, z jakich klubów?
- Skąd mam wiedzieć? Owszem, ja go ściągnąłem do Górnika, ale dziś nawet nie wiem, co mam powiedzieć w sprawie jego przyszłości. Bo w Górniku nie ma z kim rozmawiać. Nie ma prezesa, nie ma dyrektora, kończy się wiele kontraktów. Wielu z tych zawodników, którzy nie grają – a więc są niezadowoleni – będzie szukać innych klubów. Trzeba też nowych graczy przyprowadzić. Łukasz Milik robił dobrą pracę, mnie też udało się kilku zawodników ściągnąć. Mamy 39 punktów, jesteśmy u góry, media nas chwalą. Ale nie możemy dziś zamykać oczu na przyszłość. Jak nie będziemy uważać, to kolejny sezon będzie dla nas bardzo, bardzo trudny.
Lukas Podolski wyłożył karty na stół w sprawie przyszłości w Górniku. Ostro; padły niecenzuralne słowa
- Z Lukasem Podolskim w roli piłkarza czy może prezesa – jak pan zasugerował w tweecie?
- Jeszcze mam kontrakt ważny przez rok. Jak mi się spodoba, będę grać dalej. Jak nie – zobaczymy. Nie wiem, co tu w Zabrzu będzie. Jeśli ma dalej zostać tak, jak jest do tej pory – zmiany prezesów, dyrektorów, a jednocześnie niektórzy ludzie od lat są na swych stanowiskach – to trzeba się zastanowić, czy cała ta serce i praca, jakie wkładamy w ten klub, są tego warte. To wszystko kosztuje mnie wiele energii. Zresztą nie tylko mnie, ale i resztę zawodników. Jestem otwarty, zawsze mówiłem, że to klub z ogromnym potencjałem. Dlatego tu przyjechałem, by pomagać Górnikowi i Zabrzu: bo Górnik to Zabrze i odwrotnie. Muszą być jednak porządni ludzie, mający serce dla Górnika i znający się na piłce – tylko wtedy może to iść do przodu. Jeżeli jednak dalej będzie to wyglądać jak do tej pory, to będziemy co najwyżej w środku, albo kiedyś się to rozpie***li.
- Po raz pierwszy mówi pan otwarcie o tym, że niekoniecznie musi pan swój kontrakt wypełnić!
- Powtórzę: to, co się dzieje, kosztuje mnóstwo energii. Ile tak można? Rok? Dwa? Czuć też w szatni, i widać dzięki wywiadom zawodników w mediach, że to trudne. Nie będę kłamać, że wszystko jest fajne w klubie. Fajne są wyniki, bo z trenerem Janem Urbanem i sztabem wyciągamy maksa z obecnej sytuacji. Mamy jeszcze parę meczów, można co nieco osiągnąć, ale chodzi o ogólne funkcjonowanie klubu. Powinien być profesjonalny na każdym poziomie. Chciałbym, że tak było. Ale tak długo, jak polityka będzie wchodzić w piłkę, nie może się to dobrze kończyć.
- Niedawno głośno było o poślizgach w wypłatach. Jak jest dziś?
- Nie ma zaległości. Najwyraźniej wpłynęły pieniądze z transferu Daisuke Yokoty. Nie wiem, czy starczą do końca sezonu, ale na razie problemu z wypłatami nie ma.