"Super Express": - Mecz z Szawle był twoim pierwszym w barwach Wisły po pięciu latach. Pojawiła się trema?
Maciej Żurawski: - Nie. Mam 34 lata, wiem, co mam robić na boisku. O większym zdenerwowaniu nie mogło być mowy. Najważniejsze, że pewnie wygraliśmy. Gdybyśmy trafili ich wcześniej, to pewnie skończyłoby się na 4:0. Ale 2:0 to też dobry wynik.
- W kolejnej rundzie też łatwy rywal, wszystko wskazuje na zespół z Azerbejdżanu...
- Oni wygrali pierwszy mecz na wyjeździe z Irlandczykami z Portadown 2:1, więc pewnie na nich trafimy. Rywal wydaje się słaby, tak jak Szawle. Z awansem do czwartej rundy nie powinno być problemów. No ale tam czeka nas prawdziwy test, bo o fazę grupową będziemy się bić z dużo mocniejszymi drużynami.
- No właśnie. To, poza mistrzostwem Polski, główny cel Wisły w tym sezonie...
- Nie było mnie tu pięć lat, ale pod tym względem nic się nie zmieniło. Presja na zdobycie mistrzostwa jest taka sama jak wcześniej. Tyle że chętnych jakby więcej, bo w Lechu i Legii też o niczym innym nie mówią.
- Długo zastanawiałeś się nad powrotem do Polski?
- Nie za długo. Miałem oferty z USA i Grecji, pewnie zarobiłbym tam więcej niż w Polsce, ale nie miałem już ochoty mieszkać poza krajem. Dlatego z Wisłą tak łatwo było się dogadać.
- W polskiej lidze strzeliłeś 120 goli. Wiesz, kto jest rekordzistą?
- Ernest Pohl, 186 bramek. No, jego to na pewno nie dogonię. Ale fajnie będzie dokładać kolejne do tych 120. Liga rusza w sierpniu, więc zdążę z formą. Bo teraz dopiero się rozkręcam. Z Wisłą związałem się na rok, ale jak będzie dobrze szło, to przedłużymy umowę. Wtedy można będzie pomyśleć o tym, żeby dobić do 150 goli w lidze. Nie wiem kiedy, ale wiem, gdzie skończę karierę. W Polsce.
- Długo cię w Krakowie nie było. Coś się tu pozmieniało?
- Raczej nie. Wawel stoi tam, gdzie stał, Wisła płynie w tym samym miejscu (śmiech). Cel klubu też jest identyczny - mistrzostwo Polski. Ostatnio pomogłem odzyskać tytuł Omonii Nikozja po kilku chudych latach. Teraz pomogę Wiśle.