„Super Express”: - Zacznijmy okolicznościowo: mecz z Motorem był pana setnym występem w koszulce GieKSy. Jak wrażenia?
Dawid Kudła: - Było trochę emocji towarzyszących temu „jubileuszowi”. Na szczęście okazał się dla mnie pomyślny, bo „na zero z tyłu”.
- Tak w ogóle, biorąc pod uwagę fakt, że wrócił pan do ekstraklasy po pięciu latach od ostatniego w niej występu, jest pan zadowolony z „pierwszych kotów za płoty”?
- Te pięć lat to był kawał czekania, ale i kawał dobrej roboty zrobionej przez nas w GieKSie. Więc wydaje mi się, że ten awans to była nagroda za całokształt, za dobrą i rzetelną pracę. Cieszę się ogromnie, że udało się wrócić do elity. A co do tych 5 spotkań, na pewno mam pretensje do siebie za Piasta: można tam było drugiej bramki uniknąć na pewno.
- A pięć punktów drużyny na koncie po pięciu kolejkach – przy dwóch czystych kontach - też daje panu poczucie zadowolenia?
- Mały deficyt punktowy jest. „Zera z tyłu” cieszą, ale wciąż nie ma zwycięstwa na Bukowej. A mam wrażenie, że wszyscy – my i kibice – trochę się już niecierpliwią, czekając na to zwycięstwo.
- Tylko jak o zwycięstwie myśleć, skoro sam mistrz przyjeżdża?
- Tym bardziej jest okazja na naprawdę wielkie „bum!”. No bo jeśli wygrywać, to najlepiej z mistrzem Polski! To byłby świetny prezent od nas dla naszych fanów, tak mocno w nas wierzących i dopingujących. W poprzednim sezonie w pierwszej lidze byliśmy mocniej u siebie, więc musimy to przenieść teraz na ekstraklasę. Tym bardziej, że teraz mieliśmy bardzo dużo czasu na odpoczynek; od poprzedniego meczu w niedzielę minie dziewięć dni. A Jagiellonia będzie przecież mieć w nogach – i w głowach - czwartkowy mecz z Ajaksem.
- Ale to zawsze mistrz, na dodatek bardzo skuteczny w minionym sezonie.
- To prawda. Ale myślę, że ekstraklasa jest bardzo wyrównana, każdy z każdym może wygrać. Uwierzyłby pan w wygraną Stali Mielec z faworyzowanym Piastem?
- Trudno to było przewidzieć…
- No właśnie. Więc i Jagiellonia jest w naszym zasięgu. Tak, postawią nam trudne warunki, ale mamy swój plan na ten mecz.
- A oni mają i Afimico Pululu, i Jesusa Imaza, o innych łowcach goli nie mówiąc.
- Na przykład Jarka Kubickiego, który odżył i parę bramek strzelił w tym sezonie. Jagiellonia ma z przodu bardzo duży potencjał ofensywny, zwłaszcza patrząc na naszą ekstraklasę. Od dawna obserwuję Imaza i nie dziwię, że ma już niemal status legendy Jagi. Nieobliczalny, świetny technicznie, po prostu największe zagrożenie w szeregach rywali. Ale ja też mam już swoje doświadczenie i te słabsze jego punkty widzę. A poza tym – choć może dla niektórych zabrzmi to głupio… - jeżeli my zagramy swoją grę, to nie będzie mieć znaczenia, czy zagra Imaz, czy ktokolwiek inny.
- Czyli – powtórzmy – można wygrać z Jagiellonią?
- Oczywiście. Na pewno jest mocniejsza w ofensywie niż w obronie. Klucz do wygranej tkwi więc w szczegółach; w tym, jak my tę wiedzę o słabszych stronach rywala wykorzystamy. Bo – mam wrażenie – nasz potencjał w ataku wciąż jeszcze nie jest w pełni wykorzystany!