Już na półtorej godziny przed rozpoczęciem meczu przed wejściami na stadion trwał festiwal kibicowskich przyśpiewek. Całe pokolenia fanów - krótko ostrzyżeni młodzieńcy, ale i osoby pamiętające z boiska Lucjana Brychczego, a także kilkuletnie brzdące zgodnie wznosiły hymny pochwalne na cześć drużyny Henninga Berga. Śmiechy, radość i królująca wszędzie biel - tak wyglądały okolice stadionu.
Mistrzowska feta oczami Jakuba Rzeźniczaka [WIDEO]
A na trybunach przez 90 minut rozrywający bębenki w uszach doping. Fani nie cichli nawet wtedy, gdy Ruch zdobywał gole. "Żyleta" powitała bohaterów dnia ułożonym z kartonów wielkim napisem "Mistrz" i owacją na stojąco dla zawodników, których - z różnych przyczyn - zabrakło wczoraj na ławce rezerwowych.
Po meczu świętowanie było kontynuowane tam, gdzie się zaczęło - na Starówce. W sobotę prezes Bogusław Leśnodorski i Marek Saganowski ozdobili kolumnę Zygmunta szalikiem Legii i odpalili race, za co zostali ukarali mandatami.
- Jak można karać za radość?! - kręcili głowami fani żywo komentujący absurdalne posunięcie służb porządkowych stolicy.
- Tato, a z czego ci panowie się cieszą, skoro Legia przegrała? - pytał postawnego jegomościa 6-letni malec w koszulce z "9" i napisem "Saganowski" na plecach. - Bo Legia może przegrać, ale i tak jest najlepsza!
Popsute święto Legii Warszawa. Porażka mistrzów z Ruchem Chorzów
Kiedy rodzic cierpliwie tłumaczył synkowi, że są porażki, które nie mącą radości, piłkarze przeszli dookoła trybun, dziękując kibicom za wsparcie przez cały sezon. Z płyty boiska fanów pozdrawiał szeroko uśmiechnięty Henning Berg, który ten jeden wyjątkowy raz zapomniał o ponurym jak zima w Oslo wyrazie twarzy. Norwegowi humoru nie popsuła nawet pierwsza przegrana, odkąd pracuje przy Łazienkowskiej.