„Super Express”: - Jak wyglądała pańska zima?
Fabian Piasecki: - Po rozpoczęciu przygotowań przez Raków przez tydzień trenowałem jeszcze z drużyną. Potem chłopacy polecieli na obóz do Turcji, a ja ćwiczyłem indywidualnie, pod okiem trenera przygotowania fizycznego. Dopiero na kilka dni przed rozpoczęciem rundy, gdy dopięty został transfer do Piasta, miałem okazję potrenować z nowymi kolegami w Gliwicach. Chciałoby się więcej, ale sytuacja rozwinęła się tak, a nie inaczej. Niewiele mogłem zrobić.
- No to ile czasu może panu zabrać dojście do najwyższej formy?
- Mimo wielu lat spędzonych w ekstraklasie, nie potrafię tego powiedzieć. Dwa tygodnie? Trzy? Nie wiem. Będę chciał zrobić to jak najszybciej, zresztą i trener Aleksandar Vuković chciałby tego mojego optimum „na już”. W Częstochowie postaram się być gotowy na znacznie więcej minut, niż w meczu z Górnikiem.
- Przeciwko pańskim byłym kolegom zagracie już w sobotę w lidze. Jest okazja, by sypnąć piasek w szprychy Rakowa. Determinacja jest wielka u pana?
- Nie chodzi o determinację, bo ona towarzyszy każdemu wyjściu na boisko. Pewnych rzeczy się jednak nie przeskoczy.
- Nawet jeśli bardzo chce się zagrać komuś na nosie?
- Nawet wtedy. To zazwyczaj nie kończy się dobrze, gdy chcesz komuś coś udowodnić, a nie jesteś na to gotowy. Wiadomo, że bardzo chciałbym pokazać się akurat w tych dwóch spotkaniach z najlepszej strony. Dam z siebie maksa, ale nie wiem, jaki będzie tego efekt na boisku.
Tańca wokół stadionu mistrza Polski ciąg dalszy. Władze miasta podjęły konkretną decyzję, padły słowa o obietnicach byłego premiera
- Gorycz w sercu jest po tym, jak w Częstochowie powiedziano panu: „Dość”?
- Na pewno jest mi przykro, to oczywista rzecz.
- A kiedy się to stało?
- Po ostatnim meczu ligowym w ubiegłym roku. Ale już wcześniej czułem, że to się tak potoczy. Wiadomo, jakie zasady obowiązują w Rakowie: jeśli masz gorszy okres w trakcie rundy, wypadasz i cię nie ma. Po zakończeniu rundy porozmawialiśmy szczerze z trenerem Dawidem Szwargą. To wtedy powiedział mi jasno, że już mnie w zespole nie widzi.
- Mosty zostały spalone?
- Bardzo wiele Rakowowi zawdzięczam. Moje największe sukcesy piłkarskie związane są z tym okresem kilkunastu miesięcy spędzonych w Częstochowie. Cieszę się, że miałem wkład w mistrzostwo Polski, za to zawsze będę klubowi wdzięczny. Mogę mieć oczywiście żal, że nie dano mi drugiej szansy. Ale – jak powiedziałem – w Rakowie nie ma „zmiłuj” i nie ma „przebacz”. Gorszy okres oznacza rozstanie.
- Spodziewa się pan usłyszeć w sobotę od kibiców w Częstochowie: „Fabian, dziękujemy”?
- Trudno mi powiedzieć. Legendą na pewno tam nie jestem. Zakładałem koszulkę Rakowa przez półtora roku, kilka ważnych bramek strzeliłem, ale wiadomo, że oczekiwania – pewnie z obu stron… - były dużo większe. Ale jeśli zagram, głowy w piasek nie schowam.
- Za to gliwiccy fani wiele sobie obiecują po panu, wspominając gole zdobywane przewrotką!
- Tak, widziałem w mediach te słowa. Że ponoć Piast już w momencie, w którym taką bramkę mu strzeliłem wiedział, że kiedyś będę jego zawodnikiem. Miło wiedzieć, że kibice takie momenty pamiętają.
Dla ekstraklasowej piłki stworzył go Michał Probierz. Dziś Seweryn Kiełpin jest gwiazdą telewizyjnego reality show
- Jak się współpracuje – a może rywalizuje – ze „starym wilkiem”, czyli Kamilem Wilczkiem?
- Bardzo dobrze. Fajny gość, dobrze mnie przyjął. Cieszę się, że jest zdrowy. Rywalizacja dobrze zrobi nam obu i drużynie, a ja sam od niego pewnie jeszcze paru rzeczy się nauczę.