O pierwszych 40 minutach meczu Śląska z Piastem można było powiedzieć tylko tyle, że zostały rozegrane. Właściwie oba zespoły mogły grać bez bramkarzy, bo sytuacji bramkowych nie było w ogóle. Piast musiał sobie radzić we Wrocławiu bez Kamila Wilczka, Damiana Kądziora i Patryka Dziczka. Mimo wszystko przyjezdni wyglądali optycznie nieco lepiej. Potrafili szybciej rozegrać piłkę, byli bardziej ruchliwi, ale nic konkretnego z tego nie wynikało. Wrocławianie natomiast grali bardzo pasywnie i statycznie. Wymowna była sytuacja przy wyrzucie z autu, kiedy przez kilkanaście sekund Martin Konczkowski nie miał do kogo wyrzucić piłki, bo żaden z kolegów nie wychodził na pozycję.
Piast marzy o europejskich pucharach, w Śląsku coraz bardziej gorąco
Spotkanie ożywiło się dopiero tuż przed przerwą. Śląsk zaatakował większa liczbą piłkarzy i zdołał wypracować sytuację bramkową. W polu karnym znalazł się Michał Rzuchowski, który sprytnie uwolnił się od pilnującego rywala, ale kiedy miał już oddać strzał, odbił jakoś dziwnie piłkę, która potoczyła się obok bramki. Druga połowa zaczęła się obiecująco, bo zaraz po wznowieniu gry szansę miał Piast. Tom Hateley dośrodkował z rzutu wolnego do niepilnowanego Miguela Munoza, który w przerwie zastąpił Jakuba Czerwińskiego, ale strzał wślizgiem Hiszpana był niecelny.
Kolejne minuty należały do gości, którzy odważyli się podjąć większe ryzyko, wyżej podchodzili pressingiem i momentami spychali gospodarzy do głębszej defensywy. Piast miał jednak duże problemy z przebiciem się przez zagęszczoną defensywę Śląska i starał się dośrodkowaniami szukać sytuacji bramkowych. Efekt był taki, że wywalczył kilka rzutów rożnych i to wszystko. Po mniej więcej kwadransie impet gości zmalał i kibice oglądali podobną grę do tej z pierwszej połowy. Różnica polegała na tym, że ciągle więcej działo się na połowie Śląska, który cofnięty długimi podaniami szukał szans na wypracowanie sytuacji bramkowej.
Wraz z upływem czasu drużyny coraz bardziej sprawiały wrażenie zadowolonych z remisu. I właśnie wtedy fatalny błąd popełnił wprowadzony Daniel Gretarsson. Naciskany przez Gabriela Kirejczyka reprezentant Islandii stracił piłkę, która trafiła do Jorge Feliksa, a ten mierzonym strzałem nie dał szans Rafałowi Leszczyńskiemu. Dopiero po stracie gola Śląsk rzucił większe siły do ataku, ale dopiero w doliczonym czasie gry zepchnął gości do głębszej defensywy. Licząc doliczony czas wrocławianie mieli 10 minut na odrobienie strat, ale zdołali wypracować tylko jedną sytuację, kiedy niecelnie strzelał głową Piotr Samiec-Talar. To było wszystko, na co było stać zespół z Dolnego Śląska, który zakończył mecz bez punktów i bez celnego strzału. Piast natomiast wygrał trzeci mecz z rzędu, wszystkie po 1:0 i ma już osiem punktów przewagi nad strefą spadkową.
Śląsk Wrocław – Piast Gliwice 0:1 (0:0)
Bramka: 0:1 Jorge Felix (82)
Żółte kartki: Patryk Janasik, Konrad Poprawa, Piotr Samiec-Talar (Śląsk) - Michał Chrapek (Piast)
Sędzia: Karol Arys (Szczecin). Widzów: 5 993.
Śląsk Wrocław: Rafał Leszczyński – Diogo Verdasca (90. Caye Quintana), Konrad Poprawa, Łukasz Bejger (73. Daniel Gretarsson) – Martin Konczkowski, Petr Schwarz, Patrick Olsen, Michał Rzuchowski (67. Dennis Jastrzembski), Patryk Janasik – John Yeboah (90. Patryk Szwedzik), Erik Exposito (67. Piotr Samiec-Talar)
Piast Gliwice: Frantisek Plach - Arkadiusz Pyrka, Ariel Mosór, Jakub Czerwiński (46. Miguel Munoz), Jakub Holubek - Michael Ameyaw, Grzegorz Tomasiewicz, Michał Chrapek (85. Michał Kaput), Tom Hateley, Alexandros Katranis (70 Gabriel Kirejczyk) – Jorge Felix (90+2. Alex Sobczyk)