- Czułem, że nie odstaję od innych a wręcz się wyróżniam. Pomyślałem, że mogę znaleźć się w kadrze na stałe – mówi nam skrzydłowy Pogoni, który jutro wraz z kolegami chce dopełnić formalności w rewanżu z Linfield F.C. i awansować do 3. rundy el. Ligi Konferencji.
„Super Express”: - Co ci dało pięć dni treningów z kadrą Fernando Santosa?
Marcel Wędrychowski: - Samo to, że pojechałem na zgrupowanie reprezentacji dało mi dużo pewności siebie. Pomyślałem sobie: „Kurde, jestem blisko i niedługo mogę znaleźć się na stałe w reprezentacji”. To był fajny bodziec, a na treningach czułem, że nie odstaję od innych a wręcz się wyróżniam. Czułem się dobrze pod każdym względem, nabrałem doświadczenia, podpatrzyłem piłkarzy kadry, choć nie wszyscy najlepsi wtedy tam byli.
- Były jakieś problemy w komunikacji między selekcjonerem a piłkarzami, bo takie głosy się pojawiały.
- Raczej nie. Pan Mielcarski tłumaczył piłkarzom słowa Fernando Santosa, a również asystenci selekcjonera zabierali głos. Ja usłyszałem 2-3 konkretne podpowiedzi, co powinienem robić.
- W ostatnich miesiącach stałeś się piłkarzem dojrzalszym, podejmujesz lepsze decyzje na boisku. Czyja to zasługa?
- To doświadczenie nabywane z każdym meczem, treningiem, podpowiedziami trenerów i analizowaniem każdego meczu. Mam na myśli grę w klubie, jak również wskazówki które usłyszałem na zgrupowaniu kadry. Pół roku temu nie było aż takiej tragedii w mojej grze, ale sam czuję, że teraz jest znacznie lepiej.
- Rok temu chciałeś iść na kolejne wypożyczenie, żeby móc grać, ale trener Jens Gustafsson ci odradził i stopniowo dawał szansę. Czujesz się trochę „dzieckiem Gustafssona”?
- Czuję, że trener daje mi mega duże zaufanie i bardzo mnie rozwinął. Bardzo dobrze się czuje przy nim na treningach i w ogóle w klubie. Bardzo lubię otoczkę jaką tworzy trener.
- Co konkretnie masz na myśli mówiąc o otoczce?
- Od początku swojej pracy trener stawiał na to, żebyśmy się wzajemnie wspierali na boisku. Po każdym błędzie mamy mobilizować się choćby klaskaniem w dłonie i żebyśmy się napędzali pozytywnie: „ Dawaj, dawaj, zaraz zrobisz to lepiej”. Nie zetknąłem się wcześniej z tym u żadnego trenera i bardzo to mi się spodobało. To dobrze funkcjonuje i jest pomocne dla młodego, wchodzącego do drużyny piłkarza, jakim ja byłem rok temu. Wcześniej gdy traciłem piłkę podczas treningu to dostawałem „zrypkę” od chłopaków i można było to odczuć. Teraz mogę sobie na więcej pozwolić na boisku w czasie gry, bo zawodnicy respektują to, że trener wymaga od wszystkich piłkarzy takich reakcji, czyli wspierania się po nieudanej akcji.
- Jutro rewanż z Linfield, który wydaje się być formalnością. Efthymios Koulouris powiedział mi, że Pogoń stać na awans do fazy grupowej Ligi Konferencji. Jakie są twoje oczekiwania?
- Nie mam żadnych. Wręcz odchodzę od tego, żeby mieć jakiekolwiek przed kolejnym meczem. Jeszcze w ubiegłym sezonie miałem przed meczem wyobrażenie, jak może on przebiegać, a w czasie jego trwania wszystko wyglądało inaczej i się nie sprawdzało. Gdy uważałem, że jakiś rywal nie będzie wymagający, to zawsze było bardzo ciężko. W sporcie nie można być niczego pewnym i dlatego skupiam się na najbliższym meczu - jak najlepiej w nim wypaść, i żeby drużyna wygrała.
- Chęć zaistnienia w reprezentacji Polski motywuje przed kolejnymi meczami?
- Taki jest mój cel do którego będę dążył. Wiem, że mogą go osiągnąć dobrymi meczami w lidze, jak również w europejskim pucharze. Jeśli dołożę w tych meczach liczby, to powołanie do reprezentacji będzie prawdopodobne. To moje wielkie marzenie.
Tomas Pekhart zapisze piękną kartę i znów rozrusza Legię? „To król pola karnego”