Przed tą kolejką Pogoń Szczecin była zdecydowanie najgorszą drużyną LOTTO Ekstraklasy w trwającym sezonie. W rozgrywkach zdołała wygrać ledwie dwa mecze, a ostatnie zwycięstwo zanotowała jeszcze w sierpniu. Od tamtej pory w ośmiu kolejnych spotkaniach nie potrafiła zdobyć kompletu punktów, a w minionym tygodniu do odpowiedzialności za wyniki pociągnięto Macieja Skorżę, który został zwolniony z funkcji pierwszego trenera. Z kolei w Legii Warszawa nastroje były zgoła odmienne. "Wojskowi" zanotowali trzy zwycięstwa z rzędu, w tych meczach nie stracili nawet gola, a do starcia w Szczecinie podchodzili jako zdecydowani faworyci.
Jednak jeśli ktoś nie wiedziałby, jak wygląda sytuacja w tabeli, po pierwszych minutach powiedziałby zapewne, że to stołeczna ekipa walczy o utrzymanie, a Pogoń plasuje się w czołówce ligi. Bo "Portowcy" byli zdecydowanie stroną przeważającą. Zaczęli mocno i agresywnie, zmuszali rywali do błędów wysokim pressingiem, a co ważne takie tempo gry potrafili utrzymać niemal przez całą pierwszą połowę. Zawodnicy gości sprawiali wrażenie, jakby nie wyszli z szatni. Nie widać było po nich walki i zaangażowania, a kibice stołecznych mogli pomyśleć, że wracają koszmary z początku sezonu.
Jednak tuż przed przerwą pierwszy raz w spotkaniu zerwał się ten, któremu dziś nie wychodziło wiele. Michał Kucharczyk ruszył w pole karne i dał się sfaulować. Sędzia Tomasz Musiał podyktował "jedenastkę", którą pewnie na gola zamienił Łukasz Broź. Wydawało się, że stracony gol do szatni może podłamać ekipę gospodarzy, ale nic bardziej mylnego. Bo spotkanie po przerwie wyglądało niemal dokładnie tak samo, jak przed nią.
Legia wciąż nie potrafiła przejąć inicjatywy i broniła nieco szczęśliwie. Dobrze interweniowali Michał Pazdan czy Arkadiusz Malarz, jednak goście sami prosili się o kłopoty swoją zachowawczą grą. I w końcu zostali za to ukarani. Po ładnie wykonanym rzucie rożnym i wrzutce Adama Gyurcso gola głową zdobył Kamil Drygas, który wcześniej dwukrotnie przegrał pojedynki z bramkarzem "Wojskowych". Nie do końca wiedzieliśmy, jak Legia zareaguje na taką sytuację. W ostatnich meczach nie dawała bowiem strzelać bramek rywalom i można było mieć wątpliwości, czy znów zdoła się zerwać do ataku i ponownie wyjść na prowadzenie.
Ale to jej się udało. Dużo ożywienia do gry wniósł Thibault Moulin, który był tylko rezerwowym, ale wszedł na boisko po przerwie. I to właśnie on dał Legii gola na 2:1. Pięknym strzałem z dystansu nie dał szans Łukaszowi Załusce, który całe spotkanie bronił całkiem nieźle, ale tym razem nie miał nic do powiedzenia. A po chwili było już 3:1. Znów pokazał się pechowiec z pierwszej połowy, czyli Lasza Dwali. Do sprokurowanego rzutu karnego dołożył nieszczęśliwą bramkę samobójczą i tego wieczoru z pewnością nie będzie wspominał z rozrzewnieniem.
W samej końcówce goście mieli jeszcze szansę na podwyższenie wyniku, ale po strzałach Adama Hlouska i Michała Kucharczyka piłkę z linii bramkowej wybijał Jarosław Fojut. Ostatecznie Legia wygrała ten mecz 3:1 i choć nie grała dobrego spotkania, to czwarty raz z rzędu zgarnęła trzy punkty i awansowała na pozycję samodzielnego wicelidera tabeli LOTTO Ekstraklasy. Do pierwszego Górnika Zabrze traci już tylko jedno "oczko". Z kolei Pogoń powoli tonie i jeszcze mocniej pogrąża się na dnie tabeli.
POGOŃ SZCZECIN - LEGIA WARSZAWA 1:3 (0:1)
Bramki: Kamil Drygas 62 - Łukasz Broź 48, Thibault Moulin 77, Lasza Dwali 83 (sam.)
Żołte kartki: Adam Frączczak, Jarosław Fojut, Sebastian Kowalczyk, Ricardo Nunes
Pogoń: Załuska - Rapa, Dwali, Fojut, Nunes - Piotrowski (63. Murawski), Hołota - Delew (81. Kowalczyk), Drygas, Gyurcso (86. Formella) - Frączczak
Legia: Malarz - Broź (85. Jędrzejczyk), Astiz, Pazdan, Hlousek - Mączyński, Jodłowiec (73. Kopczyński) - Kucharczyk, Pasquato (60. Moulin), Hamalainen - Niezgoda