Listkiewicz przekręcił Widzew na 7 mln zł

2009-11-20 5:00

Wrocławska prokuratura przesłuchała Michała Listkiewicza (56 l.) i postawiła mu zarzut nielegalnego transferu 7 mln złotych (z praw telewizyjnych) do Niemiec do firmy JAG Sport Marketing, zamiast na konto Widzewa. Komornik, który czekał, by zająć te pieniądze i zaspokoić wierzycieli RTS Widzew, zastał klubową kasę pustą. Byłemu prezesowi PZPN grozi kara do 8 lat więzienia.

Listkiewicz wpłacił 60 tysięcy kaucji i opuścił prokuraturę. - Bardzo słabo znam sprawę, bo się nią nie zajmowałem. Jestem całkowicie niewinny i przekonany, że w dalszym postępowaniu to się okaże (...) Ci, co głośno krzyczą, niech nie stawiają jeszcze szubienicy. Człowiek nieskazany prawomocnym wyrokiem jest uznawany za niewinnego - tłumaczy "Listek".

Andrzej Grajewski, właściciel firmy JAG Sport Marketing (do której popłynęło 7 mln), w rozmowie z "Super Expressem" atakuje prokuraturę: - To, co mówi prokurator Jerzy Kasiura, to bzdura świadcząca o tym, że prowadzący śledztwo nie bardzo orientują się w jego materii. Przecież Michał Listkiewicz - nawet gdyby chciał - nie mógł podjąć decyzji o przekazaniu pieniędzy gdzieś do Niemiec. To mogło się teoretycznie stać dopiero za zgodą 16-osobowego zarządu PZPN. Z powodu śledztwa 30 dni spędziłem w areszcie i do dzisiaj nie wiem dlaczego. Potrzebny był medialny sukces, więc teraz sięga się po człowieka znanego wszystkim, Michała Listkiewicza. Tymczasem był na eksponowanym stanowisku w Widzewie pewien esbek, który narobił długów, ale do dzisiaj na jego temat nikt niczego nie mówi. Jakby był chroniony.

Prokurator Jerzy Kasiura, ustosunkowując się do zarzutów Grajewskiego, powiedział nam:

- Zgadzam się z opinią Andrzeja Grajewskiego, że decyzję o przekazaniu pieniędzy powinien podjąć zarząd PZPN. Ale takiej uchwały zarządu... nie było. Była za to dyspozycja prezesa Michała L., który osobiście ją wydał. Nie ma wątpliwości, bo stało się to na piśmie. Mamy ten dokument. Śledztwo trwa i do jego końca jeszcze daleko.

Fragment oświadczenia prezesa zarządu KS Widzew, Marcina Animuckiego:

„... Mimo braku następstwa prawnego między obecnym Widzewem a SPN Widzew (poprzednim – red.), PZPN ściga nas za długi tej spółki z początku wieku. Do tej pory Związek nie przekazał nam żadnej informacji w tej sprawie, a toczy przeciwko nam kolejne procesy dyscyplinarne i wymierza kolejne kary. (…) Dziwi tylko, że Związek ma czelność nakazywać nam spłatę przeszłych długów, choć na konta SPN nie przelewał należnych pieniędzy, które mogły wówczas być przeznaczone na spłatę tych długów. W świetle tego (...) PZPN powinien sam odpowiadać za wszelkie zobowiązania SPN”.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze