Ricardo Sa Pinto

i

Autor: EAST Ricardo Sa Pinto

Ricardo Sa Pinto: Radović też dostanie szansę [WYWIAD]

2018-09-14 8:00

Już w niedzielę największy hit Ekstraklasy czyli starcie Legii Warszawa z Lechem Poznań. Ricardo Sa Pinto (46 l.), trener mistrzów Polski, zdaje sobie sprawę, że przejął klub w głębokim dołku, ale zapewnia, że powoli wszystko zmierza w dobrą stronę. Portugalczyk wspomina swoje najlepsze chwile w Sportingu Lizbona czy Standardzie Liege i liczy na to, że również przygoda z Legią będzie bardzo udana, a przede wszystkim rekordowo długa.

„Super Express”: - Jak ma grać pańska Legia? Co ma charakteryzować ten zespół?
Ricardo Sa Pinto: - Mamy grać z dużą intensywnością, w defensywie chcę drużyny, która stosując pressing, nie pozwoli grać przeciwnikowi. Nasza gra ma być kompaktowa, mamy być mocni w walce o pierwszą i drugą piłkę. W ofensywie również chcę więcej jakości, okazji, chcę strzelać więcej. Oczywiście najważniejsze jest wygrywanie, ale nie interesuje mnie fartowne zwyciężanie w ostatniej minucie. Wygrana ma być wypracowana, zasłużona.

- Kiedy będziecie gotowi do takiej gry?
- Nie będę kłamał. Na idealną Legię będzie trzeba trochę poczekać. Ile? Nie da się określić ile, czy to dwa, czy trzy miesiące. Teraz jest czas na pracę, na udoskonalanie. Oczywiście wyniki muszą przyjść, musimy je mieć… Ale dążenie do ideału musi trochę potrwać.

- Przejął pan klub w ciężkim momencie z punktu widzenia trenera. Kto inny odpowiadał za przygotowania do sezonu, jest wrzesień, a pan ma co naprawiać.
- Można powiedzieć, że podejmuję ryzyko. Ale przecież gdy obejmowałem Standard Liege, był to klub, który długo nie mógł zakwalifikować się do fazy play-off, a jednak podjąłem wyzwanie i zostaliśmy wicemistrzem Belgii. Życie trenera to właśnie podejmowanie ryzyka. Mam zaufanie do swojej pracy, do swojego sztabu. Jestem bardzo pozytywną osobą, wiem, że sprawy nie wyglądają zawsze tak jakbym chciał, ale mam świadomość wielkości Legii i chcę tę wielkość znów poczuć, mieć dobre rezultaty. Teraz chcemy obronić tytuł i wejść do europejskich pucharów, żeby Legia znów była rozpoznawalna w Europie. To mój cel na przyszłość, dlatego podpisałem umowę na trzy lata. Wiem, że początek nie jest łatwy, ale wiem, że finał będzie świetny. Teraz może wygląda to trochę jak jazda kolejką górską, ale musimy mieć regularność. Tylko że do tego potrzebujemy cierpliwości. Moim zdaniem ciężka praca to dziewięćdziesiąt pięć procent sukcesu w piłce, reszta to inspiracja, motywacja, talent. Czy Messi i Ronaldo, gdyby nie pracowali ciężko, byliby w stanie błyszczeć? Moim zdaniem nie! Nie mieliby siły dryblować, strzelać, pokazywać sztuczek. Ja nie wierzę w szczęście. Wierzę w wielki wysiłek. I tak ma funkcjonować moja Legia.

- Gdzie jest najwięcej do nadrobienia? W sferze mentalnej czy fizycznej?
- Nie chcę mówić o innych, o przeszłości. Jeśli chodzi o sposób w jaki chcę pracować, musimy się poprawić, być lepsi pod każdym względem, taktycznie, technicznie, mentalnie, fizycznie. To są integralne części procesu. Na pewno taktyka w pierwszej kolejności. Drużyna musi wiedzieć jak chcę grać, na czym to polega, a potem może dostosowywać inne elementy, bieganie, walka i tak dalej. Możesz grać świetnie głową, ale jeśli nie rozumiesz co masz robić, to wszystko na nic.

- Czy początek pracy w Legii to było najtrudniejszy start w pana trenerskiej karierze?
- Nie, podobnie było w Standardzie, w OFI Kreta, gdzie byłem na ostatnim miejscu w październiku, a skończyliśmy na szóstym, doszliśmy do półfinału pucharu krajowego. W Crvenie Zvezdzie wygraliśmy osiem spotkań z rzędu i skończyliśmy na drugim miejscu. W Standardzie wziąłem drużynę w środku tabeli, a weszliśmy do play-off, zdobyliśmy puchar. Wiele było takich sytuacji. Teraz to po prostu kolejne trudne wyzwanie, możliwość odbudowania czegoś.

- Ma pan już spore doświadczenie jako trener. Który mecz pańskiej byłej drużyny uznałby pan za perfekcyjny i chciałby, żeby Legia zagrała tak samo?
- Jako trener Sportingu debiutowałem meczami z… Legią. I bardzo miło je wspominam, bo przeszliśmy dalej. W Lidze Europy graliśmy wtedy świetne mecze, na przykład z Manchesterem City, zespołem naszpikowanym gwiazdami. Rewelacyjnie się wtedy pokazaliśmy, odpadliśmy dopiero w półfinale.

- Legia to będzie pierwszy klub, gdzie spędzi pan więcej niż rok jako trener?
- Mam nadzieję, dlatego podpisałem umowę na trzy lata. To byłoby dobre dla mojej kariery. Miałem nadzieję, że ten pierwszy dłuższy pobyt będzie w Standardzie, ale z różnych powodów tak się nie stało. Na pewno chciałbym tu pracować dłużej, są tu świetne standardy, ludzie, atmosfera, zawodnicy pokazują, że chcą się poprawić. I myślę, że powoli to już następuje. Mam nadzieję, że będziemy to kontynuować, stworzymy ekipę, która się nie poddaje, gdzie jeden walczy za drugiego.

- Można porównać Legię, ze względu na charakterystykę klubu, do innych miejsc, w których pan pracował?
- Tak, myślę, że Sporting, Crvena Zvezda czy Standard to są kluby z tej półki.

- Ma pan już świadomość tego jak ważny jest najbliższy mecz z Lechem?
- Tak, wiem, że to dla wszystkich bardzo ważne. Jestem bardzo pozytywnie nastawiony przed tym meczem. Ale jeśli wygramy z Lechem a potem nie będziemy zwyciężać, to nie będę szczęśliwy. Sezon jest jak maraton i tak to trzeba traktować. Dobrze rozkładać siły.

- A czy noc po meczu z Wisłą Płock i dotkliwej porażce 1:4 była najgorszą w karierze?
- Oczywiście. Nie spodziewałem się tego, ale musimy o tym zapomnieć. Wiemy, że nie możemy mieć takiej nieregularności. Wszyscy analizowaliśmy to co się stało i wiemy co możemy poprawić.

- W ostatnim meczu ligowym nie zagrał Arkadiusz Malarz. Jaka jest jego sytuacja?
- Czekaliście cały dotychczasowy wywiad, żeby mnie „zabić” tym pytaniem?

- Nie, ale to chyba dość naturalnie pytanie.
- Ale dlaczego nie pytacie o innych?

- Na to przyjdzie czas.
- Kocham Arka, pracuje ciężko, ale teraz chciałem dać szansę Radkowi, widziałem, że na to zasłużył. Chciałbym wystawić 25 zawodników, ale to niemożliwe. Widzę oczywiście, że Arek nie jest zadowolony, ale jeśli będę miał zadowolonego zawodnika na ławce to zapewniam, że się go pozbędę. Na pewno imponuje mi, że pracuje ciężko. Ale muszę być fair wobec swojego sumienia. Nie mogę wystawić zawodnika, jeśli nie uważam, że jest w 100 procentach gotowy do gry. Nawet jeśli ma wspaniałą karierę, jeśli do teraz był najlepszy, jest legendą tego klubu. Szanuję zdanie innych ludzi, ale to ja decyduję. Ta decyzja jest na pewno trudna dla wszystkich, dla mnie też. Mam tego świadomość. Ale nie mogę pozwolić by moje serce decydowało o tym, co ma robić umysł. Jestem emocjonalną osobą, jednak muszę decydować głową. Każdy mecz to historia, decyduje chwila. Oczywiście widzę, że on pracuje i pokazuje, że chce grać i to mnie cieszy. I na pewno go nie skreślam.

- Wszystkim daje pan szansę, a Radoviciowi nie.
- Tak, wiem. Radović pracuje bardzo ciężko. I bardzo dobrze wygląda… Chciałem go wstawić, ale to jak układały się ostatnie spotkania, nie pozwoliło mi na to. Rado ma 34 lata, ma doświadczenie, jakość i może nam pomóc. Ale jeśli potrzeba zawodnika z szybkością i grą jeden na jednego, to nie jest jego sposób gry. Jeśli trzeba będzie przytrzymać, rozegrać, zagrać kreatywnie, to wtedy on może wejść. Zobaczymy jak ułoży się sytuacja w kolejnych meczach. Na pewno walczy o miejsce i dostanie szansę.

- Wyjaśnia pan zawodnikom ich sytuację?
- Moja córka czasem pyta: „tato mogę wyjść?”. „Nie!”. „Dlaczego?”. Czasem wyjaśniam, czasem nie. Jeśli uważam, że muszę powiedzieć, to mówię. Proszę pamiętać, że starsi zawodnicy rozumieją wszystko. Ja również miałem swoje lata i grałem mniej. To młodsi potrzebują więcej tłumaczenia.

- Jest pan bardzo emocjonalny, często reaguje pan bardzo żywiołowo.
- W trakcie kariery byłem jeszcze bardziej energetyczny, teraz jestem o wiele spokojniejszy. No, ale mam taki charakter jaki mam, nie będę się tego wypierał. No cóż, można powiedzieć, że na księdza się nie nadaję (śmiech).

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze