CARLITOS: Z LECHEM ZAGRAMY JAK WOJOWNICY.

i

Autor: TOMASZ RADZIK/SUPER EXPRESS Carlitos w barwach Legii Warszawa

Carlitos: Z Lechem zagramy jak wojownicy! Polska? Dała mi praktycznie wszystko! [WYWIAD]

2018-09-13 19:00

Carlitos Lopez (28 l.), król strzelców poprzedniego sezonu Ekstraklasy i najgłośniejszy transfer Legii tego lata, szykuje się już na niedzielne starcie z Lechem. Hiszpański napastnik mógł niedawno trafić do Poznania, miał też oferty z kilku innych krajów, ale pojawił się na Ł3. „Super Expressowi” opowiedział o kulisach swojego wyboru, zniżkach dla Polaków w restauracji jego rodziców, piciu piwa, jedzeniu pizzy i atmosferze w szatni Legii.

„Super Express”: - Kiedyś opowiadałeś mi, że w restauracji twoich rodziców w Alicante na hasło „Wisła Kraków” klient dostaje zniżkę. Rozumiem, że teraz obowiązujące tam hasło to „Legia Warszawa”?
Carlitos Lopez: - Zniżka zadziała i na hasło „Wisła” i na słowo „Legia”. Generalnie rzecz ujmując, po prostu Polacy są u nas mile widziani i każdy gość z Polski będzie bardzo ciepło przyjęty. Zresztą, przez restaurację rodziców przewinęło się już trochę Polaków. Kto będzie w okolicy, serdecznie zapraszam!

- A propos jedzenia. Lubisz zjeść pizzę i popić ją piwem?
- Wiem do czego zmierzasz, może to dobra okazja, żeby sprawę wyjaśnić. Chodzi o zdjęcie, które zrobiono mi jakiś czas temu w Warszawie. No cóż, zapewniam, że tamtej nocy spałem doskonale. Ktoś mi wspomniał o tym zdjęciu, a myślenie o tej sytuacji zajęło mi niecałą minutę. Pochodzę z kraju, gdzie pije się piwo. Ale zwykle jedno, nie od razu dziesięć. I ja też, jeśli napiję się piwa, a robię to bardzo rzadko, to piję jedno, a nie dziesięć. Wiem na co mogę sobie pozwolić i nie przekraczam granicy. Pizza czy makarony? Na serio ktoś myśli, że jeden kawałek może piłkarzowi zaszkodzić? Bądźmy poważni, wiem jak powinni odżywiać się piłkarze. Piłkarze to też ludzie, nie jesteśmy z innej planety. Też się śmiejemy, płaczemy, cieszymy, wkurzamy, mamy swoje życie prywatne, swoje problemy. Ba, nawet chodzimy do toalety!

- W niedzielę mecz z Lechem. Podobno miałeś latem propozycję z tego klubu. To prawda?
- Prawda, Lech składał kilka razy propozycję. Podobnie jak wiele innych zespołów, z różnych krajów. Choćby z Hiszpanii.

- Z pierwszej czy drugiej ligi?
- No z jakiej drugiej?! Z pierwszej!

- Ale ciężko uwierzyć, że Hiszpan odrzuca ofertę z Primera Division na rzecz polskiego klubu…
- Wiem, że wielu innych nie postąpiłoby jak ja, wybrałoby lepszą ligę, większe pieniądze gdzie indziej. Ale ja nie muszę być i nie jestem jak inni. Spójrz na moją karierę: ile mi dała Hiszpania? Praktycznie nic. Ile mi dała Polska? Praktycznie wszystko! To tu mocno poszedłem do góry, to tu świetnie się czuję. Polacy to super nacja, ten kraj niezwykle mi przypadł do gustu. I ofertę składa największy klub w Polsce, co roku walczący o tytuły, mający niesamowitych kibiców. Nie miałem wątpliwości, choć powtarzam: ofert było wiele.

- Prezes Wisły Kraków przyznała, że faktycznie na stole leżały lepsze propozycje dla klubu, ale ty uparłeś się na Legię…
- No właśnie. Przecież to nie ja mówię, to mówi prezes Wisły, nie wymyśliłem sobie tego, są na to dokumenty, papiery, maile… Chciałem być w Legii i jestem! Powiem więcej: wiem, że nie każdy darzy Legię sympatią, ale jestem przekonany, że wielu chciałoby tu być, tak jak ja.

- Inne kluby dawały ci więcej?
- No ale pomyśl: skoro dawały dużo więcej Wiśle, to mnie dawałyby mniej? No nie! Mogłem zarobić większe pieniądze, ale chciałem grać tutaj. Zresztą, nie narzekam na mój kontakt, podpisałem go na trzy lata i jestem bardzo zadowolony.

- Prezes Wisły nadmieniła jednak, że nawet groziłeś klubowi: albo cię puszczą do Legii, albo wracasz do Hiszpanii, odcierpisz zawieszenie i tam podpiszesz…
- Bez przesady. Nie można tu używać słowa „groziłem”. Po prostu jasno powiedziałem: interesuje mnie tylko Legia.

- Postawiłeś na swoim, ale początek sezonu to katastrofa, zwłaszcza jeśli chodzi o puchary…
- Wszyscy żałujemy, że tak to wyszło, mieliśmy przecież zupełnie inne plany. No ale czasu nie cofniemy, trzeba się skupić na lidze. A tu jestem spokojny: w ostatnich latach przecież Legia też słabo zaczynała, a kończyła na pierwszym miejscu. Myślę, że teraz będzie tak samo.

- A jak z waszym przygotowaniem fizycznym? Bo to jest główny punkt dyskusji. Jak się czujesz fizycznie w porównaniu z okresem w Wiśle?
- Ja się czuję dobrze. Pracujemy bardzo ciężko, nogi bolą, ale pobolą i się przyzwyczają. Moim zdaniem fizycznie zrobiliśmy ostatnio duży postęp. Generalnie bardzo mi pasuje styl pracy nowego sztabu szkoleniowego. A ten kto mówi, że jesteśmy źle przygotowani, to niech wpadnie na Legię i zobaczy jak trenujemy. Dwa razy dziennie, ciężkie treningi, ale nie ma narzekania. Jesteśmy ze sztabem szkoleniowym.

- Nikt nie kwestionuje tego, że ciężko pracujecie, komentarze dotyczą tego, że jesteście źle przygotowani fizycznie…
- Tak w życiu jest: czasem, gdy ci czegoś zabraknie, czegoś ci brakuje, to zaczynasz to nadrabiać. Nie ma innej drogi. I tyle.

- A jaka jest atmosfera w szatni? Już na początku, po porażce z Trnavą, doszło do nieporozumienia. Chodzi mi o słowa Miro Radovicia, że co innego grać w Wiśle Płock czy Kraków, a co innego w Legii. Choć wtedy ta wypowiedź została wyrwana z kontekstu…
- No widzisz, sam mówisz, że to było nieporozumienie, niewarte nawet wyjaśniania. Ja wiem, że niektórych to zaboli, bo niektórzy z zewnątrz chcieliby usłyszeć, że w szatni Legii dzieje się źle. Ale muszę rozczarować tych, którzy szukają u nas bomby. Atmosfera jest super! I nikt z zewnątrz nam tego nie zniszczy.

- Różnie bywa w relacjach między wami a trybunami. Zawsze zastanawiam się co czuje piłkarz, gdy po przegranym meczu musi iść pod „Żyletę” i słuchać tego co mają do powiedzenia kibice…
- Nie mam z tym żadnego problemu. Kibice to część klubu. Bardzo ważna. Przychodzą na mecze i albo się cieszą, albo mają prawo być wkurzeni. W tym drugim przypadku mają prawo powiedzieć co o tym myślą…

- Ale ty chyba nie rozumiesz wtedy co wam przekazują?
- Później koledzy mi to tłumaczą…

- Często to nie są miłe słowa…
- Trudno. Piłka to wielkie emocje. Powtarzam: dla mnie to żaden problem podejść do kibiców po meczu. Jak mówiłem, są bardzo ważną częścią klubu.

- A jesteś zadowolony ze swoich dotychczasowych występów w Legii, czy spodziewałeś się więcej po sobie?
- Mam bramkę w eliminacjach Ligi Mistrzów, Ligi Europy, w Ekstraklasie… Zawsze chcę więcej i więcej, to naturalne. Ale chcę strzelać tak, żeby drużyna wygrywała.

- Rok temu byłeś królem strzelców. Powtórzenie tego jest realne?
- Oczywiście, że tak. Przecież wciąż jestem tą samą osobą, jestem Carlos Lopez. Skoro zrobiłem to w poprzednich rozgrywkach, to mogę i w tych!

- A kiedy w końcu do Polski trafi Ruben Tete, twój brat, też napastnik…
- Miał już ofertę, ale dość słabą, więc nie wyszło. Kontrakt w Hiszpanii ma do końca przyszłego sezonu, ale niewykluczone, że już zimą wróci temat jego transferu do Ekstraklasy.

- Czego kibice Legii mogą się po was spodziewać w meczu z Lechem?
- Że będziemy bardzo zdeterminowani, że wyjdziemy wyszarpać te trzy punkty. Mam nadzieję, że będziemy jak „guerreros” (wojownicy). Innej możliwości nie widzę.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze