Robert Makłowicz to osoba, której nie można odmówić wielkiej charyzmy. Prowadzone przez niego programy kulinarne przez lata przyciągały przed telewizory rzeszę widzów. Obecnie słynny krakowski kucharz i zapalony historyk udziela się na YouTube'ie, gdzie filmiki jego autorstwa rozchodzą się w ekspresowym tempie. Niewielu wie jednak, że jeszcze jakiś czas temu Makłowicz czuł się kibicem. Z racji tego, że pochodzi z Grodu Kraka, musiał w pewnym momencie wybrać swój klub, a w grę zwyczajowo wchodziły Wisła i Cracovia. Jak się okazało, wybór nie był prosty i jednocześnie zmieniał się na przestrzeni lat. Sam Makłowicz w rozmowie z portalem sportowefakty.wp.pl nazwał się "dziwnym kibicem". Odpowiedź na pytanie o klubowe związki z pewnością nie przypadnie do gustu najwierniejszym fanom "Pasów" i "Białej Gwiazdy".
Ciężkie chwile w domu Czesława Michniewicza! Ujawnili całą prawdę, nie jest lekko
Komu kibicuje Robert Makłowicz?
Makłowicz nie umiał jednoznacznie opowiedzieć się po którejś ze stron. Okazało się, że początkowo sympatyzował z Wisłą, ale z czasem zaczął zbliżać się do Cracovii. Ostatecznie jednak przyznał, że dzisiejsza piłka nożna nieco go odrzuca. - Ja w ogóle jestem dziwnym kibicem, bo życzę dobrze zarówno Cracovii jak i Wiśle - zaczął swoją wypowiedź jeden z najpopularniejszych twórców w polskim internecie.
- Brzmi to dziwacznie, wiem. Jako nastolatek, wiedziony instynktem stadnym, chodziłem na Wisłę. Po prostu mieszkałem w takiej części Krakowa. Potem mój syn grał w Cracovii i zacząłem chodzić na Cracovię. Nie jest tak, że jestem Wiślakiem albo że moje serce jest w pasy - dodał w dalszej części wypowiedzi.
Cezary Kucharski zabrał głos pierwszy raz po wybudzeniu ze śpiączki. Ważne słowa byłego kadrowicza
Makłowicz o piłce. Czuje się z tym źle
Po chwili Robert Makłowicz doszedł do smutnej konstatacji, że w dzisiejszym futbolu nie wszystko jest tak czyste, jak chciałby on sam jako kibic. - Nie lubię tego, co teraz rządzi w piłce - są to przede wszystkim pieniądze, a czasami również bandyci. Nie mogę na to patrzeć ani tego słuchać. Kiedy chodziłem na mecze w wieku kilkunastu lat, owszem, padały brzydkie słowa, ale członkowie klubu kibica nie byli facetami od handlu narkotykami i ucinania ludziom rąk maczetami. Rozumiem, że jest pewnego rodzaju subkultura, ale do tego dochodzą nacjonalistyczne i bogoojczyźniane hasła podczas meczów. Niech pan spojrzy, co wywiesza się na trybunach stadionu Legii, jak kibice określają się politycznie. To jest coś, co mnie odpycha - przyznał ze szczerością.