„Super Express”: - Serce krwawi, gdy patrzysz na sytuację Śląska w lidze?
Sebastian Mila: - Bardzo! Nie spodziewałem się, że będzie to tak mocno na mnie wpływać. Gdy oglądam mecze ekstraklasy, to analizuję, jaki to będzie miało wpływ na sytuację Śląska w tabeli. Martwi mnie ten scenariusz o spadku, ale na razie nie dopuszczam do siebie takich myśli. Pojawią się dobre wspomnienia i na nich chcę bazować. Nie jest to łatwy okres dla klubu i miasta. Za moich czasów wisiał w szatni taki napis: „Do momentu, kiedy walczysz, jesteś zwycięzcą”. Trzeba iść w tym kierunku.
- Czy po powrocie trenera Jacka Magiery dostrzegłeś iskierkę nadziei na to, że uda się uniknąć spadku?
- Widać ją było w meczu z Jagiellonią. Zobaczyłem, że coś drgnęło. Mam nadzieję, że to spotkanie będzie taką trampoliną, że to początek odbicia się od dna ligowej tabeli. Teraz kluczowe jest to, aby drużyna się zebrała, żeby w tych trzech ostatnich meczach był w niej ogień. To będzie też zadanie dla szkoleniowca. Jednak najważniejsze, że sami piłkarze muszą teraz „wylać” te dobre fundamenty pod ostatnie spotkania.
- Ale kto rozpali ten ogień na finiszu?
- Najlepszym piłkarzem jest John Yeboah. To na nim będzie spoczywała odpowiedzialność. Na niego wszyscy będą patrzyli, co zrobi, bo posiada największe umiejętności. On jest liderem. To od niego wszyscy będą wymagali i oczekiwali, żeby poderwał kolegów. Do tego Erik Exposito. Jednak z tych meczów, w których sam potrafił sobie wykreować sytuacje, oddać strzał z dystansu i strzelić gola. Hiszpan ma świetną lewą nogę. Musi wykorzystywać ten atut. Ale pozostali muszą do nich dołączyć i im pomóc, bo Śląsk potrzebuje zagrać trzy perfekcyjne mecze. A na pewno dwa: z Wisłą i Miedzią.
- Sobotnie spotkanie z Wisłą Płock urasta do rangi meczu sezonu. Będzie wygrana czy stypa?
- Jeszcze niedawno wydawało się, że Wisła jest bezpieczna, że może być spokojna o utrzymanie, ale podłączyła Śląsk do tlenu. Trzeba doprowadzić do sytuacji, że przed ostatnią kolejką i meczem z Legią, wciąż będzie szansa na uniknięcie degradacji. Ale nie ma już czasu na kreowanie nowych liderów. Musi zadziałać mechanizm jedności drużyny. Ostatnie mecze trzeba wygrać zaangażowaniem, charakterem, odrobiną szczęścia, czujnością i koncentracją. Do minimum zniwelować błędy, bo nie ma już czas na odrabianie. Można powiedzieć, że Śląsk jest... w strefie pucharowej, ale nie takiej, w której by chciał być. Mam na myśli to, że każdy mecz jest jak finał, że nie ma rewanżu. Jak przegrasz, to cię nie ma, odpadasz z gry.
- Twój były trener Tadeusz Pawłowski mówi, że liga bez Śląska będzie smutna. Co ty na to?
- Mam podobne myśli. Wiem, że Śląsk typuje się jako trzeciego spadkowicza. Wszyscy patrzą na punkty, na formę, wyliczają jak długo nie ma zwycięstwa. To są argumenty, z którymi trudno dyskutować. Jednak z doświadczenia mogę powiedzieć, że ważna jest wiara, która czasami pozwala robić rzeczy niemożliwe. Wrocław to magiczne miasto, Śląsk to magiczny klub. Uważam, że jest wstanie zrobić magiczne rzeczy.
- Nie jest w tobie zbyt dużo optymizmu?
- Spędziłem w Śląsku wiele lat, dużo mu zawdzięczam. Czy ktoś powiedziałby, że będę ze Śląskiem mistrzem Polski? Czy, że po trzydziestce wrócę do reprezentacji? Dlaczego miałbym teraz nie wierzyć, że jest to magiczne miejsce. Ktoś powie, że jestem nieobiektywny, bo przemawia przeze mnie słabość do tego klubu. Trudno nie przyznać racji, ale widzę to właśnie w ten sposób. Nie mogę dać gwarancji, że to się sprawdzi.
- Czy nie jest jednak na to trochę za późno i Śląsk zdąży na finiszu wyrwać się z tego marazmu?
- Śląsk wpadł w dołek, który trwa długo. Wiem, że nie jest łatwo z tego wygrzebać się. To nie tak, że pstrykniesz sobie palcem i powiesz: „od teraz zaczynamy wygrywać”. To tak nie działa. Trzeba zacząć pisać nową historię. Nie zapewni to w tym momencie medali. Da nadzieję na to, że coś dobrego się z tego narodzi. Powtórzę: piłkarze muszą zebrać się w sobie i zrobić coś, co wydaje się niemożliwe. Poza tym muszą patrzeć na to, co zrobią konkurenci. Na pewno nie jest to komfortowa sytuacja.
- Z ligi spadła już Lechia, kolejny pana klub.
- Pod tym względem nie jest to mój udany sezon. Jako młody chłopak zapamiętałem zdanie: „Dumny po wygranej, wierny po porażce”. Moje nastawienie do obu klubów się nie zmieni. Moje serce zawsze będzie dla nich biło. Kiedyś jeden z kolegów, który nie był dobrze potraktowany przez klub powiedział, że nigdy nie obrazi się na Śląsk. Ja także miałem wiele różnych momentów w obu zespołach. Ale nie obrażę się. Lechia spadła, ale jest we mnie wiara, że Śląsk się obroni przed degradacją z ekstraklasy.