Winni jesteśmy wytłumaczenie. Żadnej drużynie do tej pory nie udało się równie regularnie przegrywać w rundach jesiennych dwóch kolejnych sezonów Ekstraklasy z prostego powodu - po pierwszej kompromitacji następował spadek. W Bielsku-Białej ktoś natomiast doszedł chyba do wniosku, że grać wystarczy wiosną. Inaczej bowiem popisu podopiecznych Leszka Ojrzyńskiego we Wrocławiu skomentować po prostu nie sposób.
>>>Ruch rozjeżdża Koronę!
Śląskowi na demolkę defensywy gości wystarczył trochę ponad kwadrans. Tyle czasu bowiem minęło od pierwszej bramki, strzelonej przez Plaku, do czwartej, wepchniętej przez znajdującego się w coraz lepszej formie Sylwestra Patejuka. Wrocławianie przy tym wszystkim nie zachwycili. Zagrali schematycznie, wolno, a o wyniku przesądziły indywidualności. Podbeskidzie? Ograniczmy się stwierdzenia, że gdyby dzisiaj bramki gości pilnował nie Zajac, a Rybansky, to bylibyśmy świadkami bramkowego rekordu.
A tak, pozostaje odnotować najniższą frekwencję w krótkiej historii Stadionu Miejskiego we Wrocławiu. Spotkanie z Podbeskidziem obejrzało z trybun zaledwie 5,1 tys. osób.
Śląsk - Podbeskidzie 4:0 (Plaku 55, Paixao 62, Patejuk 64, 73)
Śląsk: Kelemen, Pawelec, Grodzicki, Kokoszka, Dudu, Hołota, Stevanovic, Plaku (Przybylski 87), Cetnarski, Patejuk (Ostrowski 89), Paixao (Więzik 83)
Podbeskidzie: Zajac, Telichowski, Konieczny, Pietrasiak, Sokołowski, Sloboda, Łatka, Adu Kwame (Jagiełło 59), Pawela, Malinowski (Kołodziej 71), Bartlewski (Wodecki 46)