"Super Express": - W Śląsku pojawił się nowy bohater...
Marco Paixao: - Z bohaterstwem to poczekajmy, ale to rzeczywiście mój najlepszy debiut w karierze. W dodatku to nie tylko w Śląsku, ale także w Lidze Europejskiej, na pięknym stadionie. Dzisiaj spełniło się moje wielkie marzenie. Już jako dziecko wyobrażałem sobie taki mecz. Jestem przeszczęśliwy.
- Rewanż z Rudarem wydaje się formalnością?
- Tak się wydaje, ale pamiętajmy, że w piłce nożnej cuda się zdarzają. 4:0 to ogromna zaliczka, ale nie możemy już myśleć, że jesteśmy w następnej rundzie.
- A coś poza strzelaniem goli kochasz?
- Kocham moją dziewczynę Melanię. Właśnie jej chcę zadedykować jedną z bramek, a drugą mojemu ojcu, który bardzo mnie wspiera, jest moim wielkim kibicem. Asysta może być dla brata (śmiech).
- Twój brat bliźniak Flavio jest we Wrocławiu. Być może także podpisze umowę ze Śląskiem...
- Fajnie by było, gdyby tak się stało. On też jest napastnikiem, gra na lewym lub prawym skrzydle. Przed laty graliśmy razem w szkockim Hamilton. Może będzie nam to dane.
- Podobno jesteś specjalistą od stałych fragmentów gry. Rozmawiałeś z Sebastianem Milą, żeby pozwolił ci czasem strzelić jakiegoś wolnego?
- Jeszcze nie. Sebastian jest kapitanem i fantastycznym człowiekiem. To najlepszy kapitan, jakiego widziałem, a w kilku klubach już grałem. Szczerze. Na razie on wykonuje wolne, ale porozmawiam z nim, żeby też dał mi czasem strzelać (śmiech).
- Co zrobiło na tobie największe wrażenie w Polsce?
- To, jak mnie tu wszyscy traktują. Czuję się jak w domu, wszyscy są bardzo mili. Kiedy po raz pierwszy przyszedłem na trening, wszyscy do mnie podchodzili się przywitać. Nie spotkałem się z taką życzliwością w innych krajach. Do tego przepiękny stadion i fantastyczni kibice. To jak bajka