Potyczka z „Pasami” była piłkarskim świętem radomskiego klubu. Po kilkuletnim okresie występów na stadionie MOSiR-u przy ul. Narutowicza, wrócili na swój wyremontowany i odnowiony obiekt im. Braci Czachorów przy ul. Struga. Wypełnione po brzegi trybuny były świadkiem emocjonującego spotkania, mającego absolutnie nieprzewidywalny i niesamowity scenariusz. Wszystko za sprawą Pedro Henrique.
Pozyskany tego lata z portugalskiego Farense napastnik pierwszego gola w polskiej lidze zdobył w inauguracyjnym występie. Radomiak wygrał dwa tygodnie temu w Zabrzu 2:0 m.in. dzięki trafieniu Brazylijczyka. Od tamtej pory nie powiększył jednak swego dorobku, choć występu przeciwko krakowianom z pewnością nie zapisze na listę gier nieudanych. Śmiało za to może okrasić go tytułem „Cztery poprzeczki i pogrzeb”.
Konkretniej zaś – trzy poprzeczki i słupek, a wszystko w ciągu jednej tylko połowy. Przed przerwą latynoski snajper Radomiaka trzy razy bowiem – w 12, 16 i 30 minucie – trafiał w poprzeczkę, uderzając piłkę głową. W piątej z dziesięciu (!) minut doliczonych przez arbitra przymierzył zaś w słupek krakowskiej bramki. Prawdziwy Don Pedro z krainy pechowców!
- Kreowaliśmy sytuacje bramkowe, ale na koniec okazało się, że szczęście nie było z nami – komentował nieudane starania swego podopiecznego trener Radomiaka, Constantin Galca. Zepsute święto kibiców mocno odcisnęło się na jego nastroju. - Kiedy tworzysz sytuacje, grasz swój futbol, a nie wygrywasz, to jest to złe! - ocenił z goryczą przełamaną sportową złością opiekun radomskich graczy. Warto dodać, że jego zespół zdobył gola – w 81 min Edi Semedo trafił do krakowskiej siatki – ale został on anulowany z powodu spalonego. W ten sposób „Pasy” zabrały ze sobą trzy punkty pod Wawel: zapewnił im je bramką w 24 min Benjamin Kallman.