Rola sędziego w piłce nożnej jest bardzo niewdzięczna. W zasadzie nie ma możliwości, aby poprowadzić mecz bezbłędnie, a nawet jak się ich ustrzeżesz, to i tak możesz spotkać się z mocną krytyką ze strony fanów czy nawet zawodników lub sztabu trenerskiego drużyny niezadowolonej z wyniku. To oznacza, że w zasadzie działają oni pod ciągłą presją i teraz PZPN chce nieco bardziej docenić pracę najlepszych arbitrów. Jak poinformował portal Weszło, zawodowi sędziowie w Polsce, których jest obecnie 10 głównych (będzie 13) i 11 asystentów (będzie 13), mają dostać około 30 procent podwyżki i mogą zarabiać średnio nawet 34 600 złotych brutto miesięcznie (zarobki sędziów mogą znacznie różnić się m.in. ze względu na staż i liczbę sędziowanych spotkań). Okazuje się jednak, że nie wszyscy mogą być po tych zmianach zadowoleni.
Najlepsi dostają podwyżki, a reszta?
Jak wskazuje Rafał Rostkowski z TVP Sport, podwyżki dla sędziów zawodowych mogą wywołać niemałe dyskusję u reszty arbitrów w Polsce, zwłaszcza tych w zdecydowanie niższych rozgrywkach, niż Ekstraklasa. Okazuje się, że około 80-90 procent absolwentów kursów sędziowskich bardzo szybko rezygnuje z tej ścieżki kariery, a niskie wypłaty są jednym z powodów takiego stanu rzeczy.
Nie dość, że mierzą się z dużo większą przemocą słowną, a nawet i fizyczną, to wynagrodzenia za poprowadzenie meczu nie wystarcza na wszystkie wydatki związane z ich zajęciem. – Dojazd, picie, ewentualne wyżywienie oraz kupno i pranie sprzętu sędziowskiego, podobnie jak wszystkie wydatki związane z treningami i szkoleniami – sędziowie niższych klas opłacają z własnej kieszeni. Przed tym wszystkim muszą opłacić koszt kursu sędziowskiego. A w trakcie meczów liczyć na to, że nie staną się ofiarami jakiegoś aktu przemocy i nie będą musieli wynająć prawnika, bo za to związek piłki nożnej też pieniędzy nie zwraca – pisze Rostkowski na sport.tvp.pl.