Super Express: - Jesteś magistrem stosunków międzynarodowych, ale w starciu z Legią chyba nie ma co liczyć z twojej strony na dyplomację…
Taras Romanczuk: - Na pewno nie! W tym meczu kości pewnie będą trzeszczeć, bo nikt nie odstawi nogi, ale wszystko z szacunkiem dla rywala. Tym bardziej, że większość z nas ma w Legii kolegów. Kiedy byłem na zgrupowaniu reprezentacji u Adama Nawałki, często rozmawiałem z Arturem Jędrzejczykiem. „Jędza” to człowiek atmosfera. Ma w sobie taki entuzjazm, że poprawiłby klimat nawet na pogrzebie.
- W piątek komu nie będzie do śmiechu? Jaga w tym sezonie u siebie nie remisuje. Macie na koncie 4 wygrane i trzy porażki. A Legia przed przerwą w starciu z Wisłą pokazała, że może totalnie zdominować rywala.
- Już widać u nich rękę trenera Sa Pinto. Ze Śląskiem też zagrali świetną pierwszą połowę. Lubię przeciwko nim grać, choć teraz wracam po trzech i pół tygodnia przerwy i nie do końca wiem czego się po sobie spodziewać. No i cztery lata temu, w moim debiucie w Jagiellonii, przegraliśmy z Legią 0:3. Z drugiej jednak strony, za swój chyba najlepszy mecz w Polsce uważam lutowe spotkanie przy Łazienkowskiej, które wygraliśmy 2:0. Pamiętam, że świetnie zagrał wtedy Arkadiusz Malarz.
- Dobry występ przeciwko mistrzom Polski to przepustka do reprezentacji Polski?
- Byłem już powołany przez Jerzego Brzęczka na wrześniowe zgrupowanie przed meczami z Włochami i Irlandią. Z powodu urazu musiałem jednak wrócić do domu.
- Dla gry z Orzełkiem przyjąłeś polskie obywatelstwo, a tymczasem poprzedni selekcjoner Adam Nawałka dał ci szansę tylko przez godzinę w sparingu z Koreą, no i nie zabrał na mundial w Rosji. Żal był duży?
- Gdybym wtedy prezentował taką formę, jak choćby w lutym, we wspomnianym spotkaniu z Legią, to pewnie trener bardziej by mi zaufał. Dlatego pretensje za brak powołań mogłem mieć tylko do siebie…
- Jakbyś porównał Nawałkę i Brzęczka?
- Obaj są bardzo wymagający. Trener Brzęczek ćwiczy równo z zawodnikami. Przyjęcie piłki, podanie „na nos”. Widać, że był konkretnym piłkarzem.