To był „górniczy” finisz na miarę najlepszych kierowców świata; na dodatek – z niezwykłą siłą charakteru i psychiczną odpornością. Pełne trybuny stadionu przy Roosevelta w Zabrzu zdążyły już trzykrotnie wykrzyczeć nazwisko „Kubica” po golu na 3:2, zdobytym przez młodego pomocnika w 90 minucie spotkania z Legią, gdy – po konsultacji z kolegami z wozu VAR – arbiter Damian Sylwestrzak anulował owo trafienie. „Kylo” - to pseudonim zabrzanina jeszcze z czasów juniorskich – tym faktem jednak nie przejął się zupełnie; nie rozproszyły go też wewnątrzlegijne awantury, czyli „ręczne” pretensje Artura Jędrzejczyka do Bartosza Slisza (lub odwrotnie). W szóstej minucie doliczonego czasu gry ponownie znalazł się kilka metrów przed bramką gości, i ponownie centrę – tym razem Erika Janży – zamienił na gola. Tym razem nikt mu już go zabierać nie mógł, a Arena Zabrze – skandując jego nazwisko – raz jeszcze odleciała w kosmos. – Naprawdę nie był przypadku w tym, że znalazłem się dwa razy w tym samym miejscu i dwa razy trafiłem do siatki. Schowałem się za drugim stoperem, bo wiedziałem, że tam będzie dużo wolnego miejsca – „zeznawał” kilkanaście minut później przed szpalerem reporterów Krzysztof Kubica.
Były kadrowicz zaniepokojony postawą Legii. Mówi wprost: tak nie może być!
– Choć czasami się wkurzam, gdy przegrywa powietrzne pojedynki w środku pola, gra głową jest jednym z wielu atutów Krzyśka – nie kryje trener Górnika, Jan Urban, który tym razem swego młodego podopiecznego posłał w bój w roli dżokera przy stanie 2:2, na ostatnie 23 minuty gry.
– „Kylo” wśród swoich rówieśników zawsze wyróżniał się wzrostem, więc i w trampkarzach, i w juniorach trochę goli tą głową zdobywał – potwierdza Piotr Tymiński, szef akademii piłkarskiej w Żywcu, w której Kubica – wychowany na osiedlu Parkowym w tym mieście, a więc niemal „za płotem” wspomnianej futbolowej szkółki – trenował i grał przez 4,5 roku.
– Niech pan koniecznie przypomni wszystkim, skąd Krzysiek pochodzi, bo tu nas talentów nie brakuje – uśmiecha się były sekretarz generalny PZPN, Zdzisław Kręcina, też rodem z Żywca. I przywołuje inne piłkarskie dobre nazwiska z tego miasta. – Życzę Kubicy takich osiągnięć, jakie stały się udziałem Marka Motyki czy Tomka Jodłowca (sześciokrotny mistrz Polski – dop. red.). Zresztą idzie on śladami tego ostatniego, bo i „Jodła” ma w CV naszą żywiecką akademię futbolową.
Były król strzelców Ekstraklasy ostro o sytuacji w Legii. To on jest odpowiedzialny za kryzys
– Ze względu na wspomniane warunki fizyczne, ale i umiejętności czysto piłkarskie, Krzysztof ćwiczył i grał z chłopakami z rocznika 1998, a więc starszymi od niego o dwa lata. Ten zespół, występując w pierwszej lidze wojewódzkiej na Śląsku, sporo przegrywał, bo mierzył się między innymi z juniorami śląskich klubów ekstraklasowych. Kiedyś „Kylo” spytał mnie, czy mógłby zostać przeniesiony do „swojego” rocznika, bo akurat ta drużyna – grając w niższej lidze wojewódzkiej – zwyciężała dużo częściej. Przyjął jednak tłumaczenie, że w otoczeniu starszych i w rywalizacji z lepszymi uczy się futbolu dużo szybciej. No i teraz zbiera tego efekty – dodaje Tymiński.
Owe efekty to między innymi trafienia w ligowych potyczkach z Jagiellonią i płocką Wisłą (oba mecze Górnik też wygrał); to sierpniowy tytuł „młodzieżowca miesiąca” w ekstraklasie; to wreszcie powołanie do młodzieżowej reprezentacji Polski i debiut w koszulce z orzełkiem w październikowej potyczce z San Marino. Zwycięski gol w meczu z Legią jest jednak swoistą „wisienką na torcie”. - Tak, to chyba moje najcenniejsze do tej pory zwycięstwo w lidze. I najfajniejszy moment w CV! - potwierdza „Kylo”.