„Super Express” - Cel – w postaci utrzymania – został osiągnięty. Głowa się uwolniła?
Lukas Podolski: - To co, teraz puchary? (śmiech) Można i trzeba mieć marzenia. Pograłem w pucharach, poczułem je w innych klubach, ale… trzeba być realistą, nie można szaleć. Zrobiliśmy swoje, mamy jeszcze trzy mecze do rozegrania w tym sezonie. Co dalej? Górnik będzie zawsze, nawet jak my już będziemy leżeć pod ziemią. Mam jednak nadzieję, że to się wszystko kiedyś w klubie ułoży i zagramy o coś większego.
- Mówi pan „zagramy”. Lukas Podolski już myśli o kolejnym sezonie w Zabrzu?
- Mój kontrakt leży na stole, czekam na konkretne info. Zobaczymy...
- Konkretne info w jakiej sprawie? Wizji klubu?
- Wizję i projekt ma każdy klub. Ja tu nie przyszedłem, żeby grać o coś. Przyszedłem, żeby zrealizować swoje marzenie o grze dla Górnika. I tego mi już nikt nie zabierze. Podchodzę do tego na luzie. Cieszę się, że w tym wieku wciąż jeszcze mogę grać w piłkę: w Górniku, na tym stadionie, z tymi kibicami. Że mogę robić z nimi takie wyjazdy, jak ostatnio do Poznania. Że mogę kiełbaski na stadionie zjeść. Że mam blisko rodzinę. Że mama jest, zawsze coś dobrego ugotuje. Życie jest za fajne, żeby cały czas się tylko martwić.
- Kiedy przedłużał pan rok temu kontrakt z Górnikiem, decyzję – jak pan zdradzał – podjął syn. Dziś wciąż chce zostać w Zabrzu?
- Na meczu z Wartą był za bramką, trzeba się go było zapytać (śmiech). Ja powtórzę: kontrakt dla mnie leży na stole, jest do podpisania. Ja kocham tu grać – co widać na boisku, mam formę, są kibice na trybunach, stadion się rozbudowuje… Nie chodzi też o kasę. Czytałem różne rzeczy, ile to Lukas Podolski zarabia w Zabrzu. Więc powiem tak: tych trzech sponsorów na koszulkach Górnika to ja przywiozłem z Niemiec. Mój kontrakt się przez te dwa lata sam spłaca.
- A pan go spłaca na boisku. Dziesięć asyst musi cieszyć...
- Mnie nie chodzi tylko o asysty, o bramki. Chciałem przyjść do Górnika, żeby popchnąć wszystko do przodu: na boisku i poza nim. Próbujemy, robimy co się da. Widać potencjał, choć nie powiem, że nawet jeśli zostanę w klubie, będziemy w kolejnym sezonie grać o puchary. Cztery drużyny, które są w tym sezonie w czołówce, mają inny budżet. To jest zupełnie inna kategoria, niż Górnik, więc nie mogę powiedzieć: „gramy o trzecie-czwarte miejsce”. To się może zdarzyć, jeśli będziesz mieć mocną kadrę, a i wokół klubu będzie cicho.
- Gdzie jest trudniej – jak pan mówi - „popchnąć”: na boisku czy poza nim?
- Chciałbym i tu, i tu. Jak poza klubem jest o nim za głośno, to i na boisku nie najlepiej wszystko wychodzi… Za nami ciężki sezon, ale nie z tego powodu, że myśmy słabo grali. Też życzyłbym sobie grać w czubie tabeli, ale jestem realistą: najpierw trzeba poukładać wszystko, również poza boiskiem. Jeżeli jesteś jedną rodziną w klubie, to masz więcej sił i będzie łatwiej.
- I to jest powód, dla którego kontakt leży na stole wciąż niepodpisany?
- Zapytajcie działaczy, prezesa, dyrektora, właściciela. Jak nie chcą, to będę gdzie indziej grać. Klub decyduje, co dalej. To klub musi robić transfery, mieć wizję rozwoju. Jak kiedyś przestanę grać w piłkę, to może kiedyś będę mieć taką pozycję w klubie, że będę mógł decydować o wielu rzeczach.
- Pańskim oczkiem w głowie od początku pobytu w Zabrzu była tutejsza akademia. Zrobiła postęp w ciągu tych dwóch lat? Jak wygląda na tle innych klubów, w których pan grał?
- Wyniki są solidne. Świadczą o tym, że solidnie jest wykonywana tam robota sportowa. Ale wiecie, jak wygląda akademia. Jedno sztuczne boisko, na którym trenują trzy drużyny. Wiecie też, jak wyglądają szatnie, parking. To nie jest standard wystarczający, by zrobić następny krok.
- I właśnie to przeszkadza w podpisaniu kontraktu?
- Nawet jak podpiszę ten kontrakt, to dzień później nie zrobimy akademii takiej jak Ajax Amsterdam. Potrzeba czasu – może się uda za rok, za dwa, a może za dziesięć. Ja to tak bym widział, ale inni mogą widzieć inaczej. Ja nie jestem właścicielem, nie mam udziałów w klubie i nie mogę decydować, gdzie i jakie boiska wybudować. Chłopaki na boisku sobie radzą, trenerzy pracują dobrze, ale sam ośrodek trzeba by poprawić. Ja wiem, że niektórzy ludzie nie lubią słyszeć prawdy. Ale ja zawsze mówię ją głośno.