Już po upływie 90. minuty wymykały im się z rąk wygrane m.in. z Koroną na Stadionie Śląskim i (całkiem niedawno) z Jagiellonią w Białymstoku. Teraz w czwartej z sześciu doliczonych przez arbitra do pierwszej połowy minut pognębił gospodarzy Adrian Kapralik. Tak naprawdę była to… pierwsza groźniejsza akcja „górników” w tym meczu. Ba, nie tylko „górników”, co Słowaka: to on zabrał się z piłką, ograł trzech rywali, a potem sam dobił do siatki piłkę odbitą przez Dante Stipicę po jego pierwszym strzale!
To były uderzenia numer jeden i dwa zabrzan w tym spotkaniu! Wcześniej nader często oglądaliśmy Jana Urbana gestykulującego przy linii i Lukasa Podolskiego, machającego żywiołowo rękami po kolejnych nieudanych próbach wyjścia z piłką z własnej połowy w wykonaniu jego kolegów.
Ruch tymczasem szukał swej pierwszej od ośmiu lat bramki w wielkich derbach. Już w 5. minucie Juluisz Letniowski powinien pokonać Daniela Bielicę w sytuacji „jeden na jeden”, ale bramkarz Górnika wybronił i jego strzał, i poprawkę Adama Vlkanovy. Niespełna pół godziny później pomylił się Daniel Szczepan, z dobrej pozycji główkując obok długiego słupka.
VARciniak zmienił decyzję przed ekranem
Wreszcie jednak gospodarze dopięli swego: po wrzutce Vlkanovy, piłkę do zabrzańskiej siatki skierował Filip Starzyński. Stadion Śląski eksplodował niebieską radością! Przedwcześnie – jak się okazało. „To wartość dodana tych derbów” – mówił o Szymonie Marciniaku trener Urban. „Jeden z najlepszych arbitrów na świecie” - dopowiadał Lukas Podolski. Tymczasem arbiter nie dojrzał faulu Roberta Dadoka na Sebastianie Musioliku, poprzedzającego akcję bramkową gospodarzy. Uratował go dopiero VAR, po którym rozjemca mundialu w Katarze anulował gola i… radość ponad 36 tysięcy fanów Ruchu na trybunach.
Starzyński, który poprzedniego gola dla „Niebeskich” strzelił… prawie dziewięć lat temu, szukał aktywnie trafienia. Jeszcze przed gwizdkiem na przerwę, ale już przy 0:1, przeegzaminował Bielicę uderzeniem po ziemi. Po zmianie stron zaś z rzutu wolnego z 17 metrów uderzył co prawda nad murem, ale i (choć nieznacznie) nad poprzeczką.
Ruch łapał rytm i… po raz drugi w tym meczu gra musiała zostać przerwana na sześć minut z powodu zadymienia obiektu po racowisku fanów gospodarzy. Nakręcających się graczy Janusza Niedźwiedzia wybiło to z rytmu. Samemu szkoleniowcowi ciśnienie też podskoczyło tak bardzo, że kilka minut później zapracował na żółtą kartkę.
Goście pokazali w kolejnej fazie gry, że nie potrzebują wiele do zdobycia gola. Tym razem Soichiro Kozuki – nie niepokojony przez rywali – podciągnął w pole karne Ruchu i kompletnie zaskoczył Stipicę uderzeniem w krótki róg. Grupa fanów gości rozpoczęła już świętowanie w swym sektorze, ale wkrótce ich nerwy na próbę wystawił wprowadzony z ławki Soma Novothny.
Marciniak doliczył tym razem aż 10 minut do drugiej części. Parę razy zakotłowało się jeszcze w sąsiedztwie bramki Bielicy, do wyrównania gospodarzom jednak doprowadzić się nie udało. „Niebiescy” tym samym zrobili duży krok w kierunku, od którego usilnie starają się wiosną uciekać...
Ruch Chorzów – Górnik Zabrze 1:2 (0:1)
Sędziował: Szymon Marciniak. Widzów: 38106.
0:1 Kapralik 45. min, 0:2 Kozuki 81. min, 1:2 Novothny 87. min
Ruch: Stipica – Stępiński, Szymański, Josema (82. Novothny)– Dadok, Letniowski, Sikora, Wójtowicz (73. Moneta) - Starzyński (73. Kozak), Vlkanova (90. Szur) – Szczepan
Górnik: Bielica Ż – Szala, Szcześniak Ż, Janicki Ż, Janża – Kapralik (88. Lukoszek), Rasak, Pacheco, Ennali – Podolski (88. Czyż) -Musiolik (46. Kozuki)