Super Express: Jeśli z sześciu swoich goli w Ekstraklasie, aż 5 strzelił pan wchodząc z ławki, to trudno nie nazwać pana superrezerwowym albo dżokerem?
Wahan Biczachczjan: - Media i kibice tak mnie określają, ale to, że strzelam gole wchodząc z ławki nie znaczy, że się dobrze z tym czuję. Nie znam takiego piłkarza, któremu jest dobrze, gdy gra mało. Chciałbym grać więcej , ale sytuacja jest jaka jest, a ja daję z siebie maksimum, żeby pomagać drużynie, bez względu czy jestem minutę, trzy albo 90 minut na boisku.
- Wnioskuje z tych słów, że trudno pogodzić się z rolą rezerwowego, tym bardziej, że w Zilinie był pan podstawowym piłkarzem.
- W piłce nie ma niczego pewnego na 100 procent, a każdy dzień może zmienić twoją sytuację. Zresztą nie tylko w piłce i sporcie, ale i w naszym życiu. Trzeba być gotowym i umieć reagować na każdą sytuację. To jest trochę ciężki czas dla mnie, ale wiem, że nie mogę reagować nerwowo, bo to nie pomaga. Muszę szukać pozytywów tej sytuacji i iść dalej, bo mam swoje cele w karierze.
Marcin Oleksy: Po wypadku nie wiedziałem, co dalej. Amputacja, straciłem pracę... [WIDEO]
- Pozytywy są chyba takie, że Pogoń ma mocną ławkę, bo gol z Wisłą padł po akcji rezerwowych – Mateusza Łęgowskiego i pana.
- Jak wchodziliśmy w 88. min z ławki to powiedziałem mu pół żartem: Mamy tyle minut ile mamy, ale spokojnie, dasz mi asystę, ja strzelę gola i wygrywamy. No i tak się stało, więc po meczu pośmialiśmy się z tego. Co do samej akcji, to Dąbek (Damian Dąbrowski - red.) zagrał świetną piłkę i to było kluczowe, a Łęgi podał mi w odpowiednim momencie, bo gdyby trochę spóźnił, to chyba bym nie strzelił.
- Wspomniał pan o celach w karierze, jakie są te najważniejsze?
- Przede wszystkim chcę grać jak najwięcej w Pogoni, ale skoro na razie gram mało, to cierpliwie trenuję i czekam na więcej szans. Jeśli od dziecka śniłem i marzyłem, żeby być dobrym piłkarzem, to widocznie pan Bóg taką drogę wytyczył przede mną. Myślę sobie, że gdyby wszystko przychodziło mi łatwo, mam na myśli nie tylko boisko, ale wszystko co wokół nas, to życie nie byłoby tak interesujące. W Szczecinie i Pogoni czuję się szczęśliwy, bo mam tutaj wielu przyjaciół. Od pierwszego dnia pobytu czułem się jak w domu i moje serce jest tutaj. Lubię miasto i ludzi, których codziennie spotykam w klubie.
- To dlatego też uczy się pan też języka polskiego i robi szybkie postępy?
- Mieszkałem i grałem przez 4,5 roku na Słowacji i to pomaga, bo podobieństw w obu językach jest dużo. Ale koledzy i atmosfera panująca w Pogoni sprzyja nauce. Jeśli rozmawiamy zarówno o ważnych sprawach, czy żartujemy, to chcę rozumieć i odpowiadać po polsku. Nie miałem problemów, żeby porozumiewać się po angielsku, ale powiedziałem sobie: Czemu nie uczuć się i mówić po polsku? Koledzy pomagali, żebym rozumiał każde słowo i krok po kroku idę do przodu.
- To może i któraś z Polek panu się spodoba na tyle, żeby ja poślubić?
- Przepraszam, ale nie. Mam pewną swoją tradycję, swoje myśli w głowie i moja żona musi być Ormianką.
- Zwycięstwo w Płocku pomoże mentalnie w meczu z Rakowem?
- Przed wszystkim pomogliśmy sobie zdobyciem trzech punktów, bo w sytuacji jaka jest w tabeli, to każdy punkt jest ważny. Nie patrzymy co będzie za miesiąc, albo dwa, tylko najważniejszy jest najbliższy mecz. Uważam, że dwa ostatnie występy były udane, zdobyliśmy 6 punktów, a teraz nasze głowy są przy meczu z Rakowem. Chcemy się przygotować na 100 procent do niego i mam nadzieję, że wygramy.
- Raków to obecnie najlepszy polski zespół?
- Raków w tym sezonie gra bardzo dobrze. Ma solidnych piłkarzy, jest stabilny i to sprawia, że prowadzi w tabeli. Mocne ekipy mają też Legia, Lech i Widzew, ale cała liga jest wyrównana i w zasadzie przed każdym meczem trudno przewidzieć, kto wygra.