„Super Express”: - Zacznę nietypowo. I Marek Papszun, i Dawid Szwarga za swej kadencji powtarzali, że nowi piłkarze potrzebują czasu, by wejść „w buty” częstochowskie. Tymczasem sprzedany przez was za rekordową sumę Ante Crnac zagrał w barwach Norwich 48 godzin po komunikacie o transferze. To jak to jest z tą specyfiką Rakowa - o której chętnie mawia trener Papszun - i czasem na jej ogarnięcie?
Wojciech Cygan: - Myślę, że to nie chodzi o jakąś szczególną specyfikę Rakowa. To była, jest i będzie kwestia indywidualna. Kiedy do zespołu dołączał przed laty Franek Tudor, od pierwszego sparingu brany był pod uwagę jako zawodnik pierwszego składu – i zagrał od razu w najbliższym meczu ligowym. Najświeższymi przykładami na podobne podejście są także Michael Ameyaw. który od razu po przyjściu do klubu zagrał w lidze od pierwszej minuty, czy Ariel Mosór, który dłuższy fragment meczu zaliczył w drugim spotkaniu od momentu dołączenia do nas. Ale oczywiście są również sytuacje przeciwne - zawodnicy, którzy potrzebują dłuższej chwili, żeby tę naszą specyfikę dobrze poznać, zaaklimatyzować się i grać na oczekiwanym poziomie. Niektórym zajmuje to dwa tygodnie, dla innych dwa miesiące to za mało...
- A niektórym tego czasu nie starcza wcale, czego przykładem – obecne lato i przypadki Kristoffera Klaessona czy Vassilisa Sourlisa, których kontrakty rozwiązane zostały po sześciu czy ośmiu tygodniach obowiązywania…
- To rzeczywiście rzadko spotykane sytuacje – ja się z nimi wcześniej nie spotkałem – by zawodnicy rozwiązywali umowy w tym samym okienku, w którym je podpisali. Natomiast w Rakowie już wcześniej zdarzało się, że dość szybko reagowaliśmy na sytuację kadrową czy też korygowaliśmy błędy. Nie działo się to dotąd co prawda w ramach jednego okna transferowego, ale wcale nie tak rzadko zdarzało się, że zawodnicy rozwiązywali umowy i odchodzili z klubu po kilku miesiącach. Teraz nastąpiło to jeszcze szybciej, bo prostu wszyscy zgodnie doszli do wniosku, że nie ma sensu kontynuować współpracy.
Efektowny sukces Rakowa, a tu taka mina trenera „Medalików”. Co gryzie Marka Papszuna?
- Słowo „błąd” w kontekście Rakowa po pierwsze rzadko się pojawia, po drugie - pewnie jest niechętnie widziane marketingowo. A pan go użył.
- Sytuację, w której zawodnik przychodzi i w tym samym oknie odchodzi nie w wyniku otrzymania jakiejś superoferty i dokonania sprzedaży, ale na skutek rozwiązania umowy, pewnie najłatwiej tak właśnie nazwać. Natomiast sama skłonność do szybkiej reakcji przez klub jest cenna.
- Czy to właśnie owe błędy legły za decyzją o rozstaniu z dyrektorem sportowym, Samuelem Cardenasem?
- Wiadomo, że okno transferowe i rolę dyrektora sportowego ocenia się w dużej mierze przez pryzmat przeprowadzonych transferów. Natomiast w tym przypadku sytuacja jest o tyle inna, że według mojej najlepszej wiedzy to sam Samuel poprosił o rozwiązanie umowy.
- Czyżby w poczuciu tego, że jest w jakiś sposób odpowiedzialny za te dwa – jak pan powiedział - błędy?
- To jest dobre pytanie, ale nie jestem dobrym adresatem, by móc na nie odpowiedzieć.
- A jaka jest pańska opinia na temat jego kadencji? Bo ubiegłosezonowy wynik w tabeli po części też był efektem jego pracy.
- Tak, ale pamiętajmy, że zimowe okienko transferowe otworzyło się tuż po jego przyjściu do klubu, więc trudno powiedzieć, że było jego „autorskim”. Na to minione, letnie, mógł już mieć większy wpływ, natomiast w dwa tygodnie po jego zamknięciu jest jeszcze za wcześnie, by oceniać efekty dokonanych transferów. Ja wierzę, że ci zawodnicy, którzy do nas dołączyli, a jeszcze nie pokazali swojej jakości, zrobią to już wkrótce.
- Dwa najświeższe, krajowe, transfery Rakowa – Mosór i Ameyaw – to praca dyrektora Cardenasa czy bardziej propozycja i zasługa trenera Marka Papszuna?
- Generalnie wszystkie letnie ruchy są po prostu transferami Rakowa, bo wszyscy się pod nimi podpisywali. Zawsze tak było w klubie, że decyzje transferowe były bardziej decyzjami kolegialnymi niż jednoosobowymi. Choć nie ma co ukrywać, że przy transferach zewnętrznych pewnie ciut większa była rola dyrektora, a przy transferach wewnętrznych - większy udział innych osób.
Marek Papszun znów w Rakowie. Ten przekaz piłkarze muszą sobie wziąć do serca, padła ciekawa deklaracja
- Intencją mojego pytania było dociekanie, czy Rakowowi ktoś taki jak dyrektor sportowy jest dziś potrzebny, skoro ma na ławce taką osobowość, jak Marek Papszun, który pewną część obowiązków w tym zakresie zapewne bierze na siebie.
- Dokonanie transferu to nie tylko znalezienie odpowiedniego zawodnika, ale też zebranie wszystkich możliwych informacji dotyczących jego charakteru, jego otoczenia, tego jak się zachowuje, jakim jest człowiekiem, jakim jest piłkarzem. Bardzo ważne jest precyzyjne ustalenie, jak wygląda jego aktualna sytuacja kontraktowa, później przeprowadzenie procedury związanej z negocjacjami, z ustaleniem ostatecznych wartości, no i finalnie – podpisanie dokumentów. Więc tak naprawdę Marek Papszun czy jakikolwiek inny trener, który ma bardzo silną pozycję w klubie, byłby w stanie odpowiadać za wiele z tych elementów, ale na pewno nie miałby czasu na trenowanie drużyny, gdyby miał ogarnąć całość tego procesu. Nie wyobrażam sobie tego.
- W takim razie jest pan w stanie skomentować informacje medialne dotyczące ewentualnych następców Samuela Cardenasa? Padają nazwiska Łukasza Masłowskiego, Radosława Kucharskiego…
- Też czytam te doniesienia i powiem tyle, że i do mnie swoje CV przysyłają różni ludzie, którzy chcieliby pełnić funkcję dyrektora sportowego w Rakowie. Ta decyzja raczej nie będzie podejmowana na szybko, choć mimo tego, że okno się skończyło, nie ma zbyt wiele czasu, żeby przeformatować pewne kwestie związane z procesem transferowym w Rakowie.
- Na ile taka wygrana, jak ta niedawna w Warszawie z Legią, może być mentalnym zarzewiem dla wciąż budowanej jeszcze drużyny?
- Ona jest bardzo ważna nie tylko przez pryzmat tego, że wygraliśmy na Legii – co nigdy nie jest łatwym zadaniem, ale także dlatego, że dzięki tej wygranej poprawiliśmy naszą sytuację w tabeli i ogólną ocenę początku tego sezonu, bo jasno deklarowaliśmy nasze cele. Mam nadzieję, że teraz te aspiracje potwierdzać zaczniemy także w meczach u siebie. Bo o ile u progu tego sezonu jesteśmy mocni na wyjazdach, o tyle długa jeszcze droga do tego, by o naszym stadionie – mimo wygranej z Zagłębiem - znów mówić w kategoriach „twierdzy”.
Marek Papszun może odejść z Rakowa?! Właściciel klubu wskazał datę, warunki i okoliczności
- Ma pan wrażenie, że Raków to drużyna zdolna już dziś walczyć o puchary?
- Raków aktualnie jest na etapie, na którym zgłasza akces do walki o najwyższe cele w tym sezonie. Mam szczerą nadzieję i głęboką wiarę, że z meczu na mecz te aspiracje będzie potwierdzać na tyle mocno, że takie pytania w przyszłości nie będą już padać.
- I pięć punktów straty do Lecha, który ostatnich pięć meczów wygrał, to nie jest coś, co by przerażało kogokolwiek pod Jasną Górą?
- Mogę mówić za siebie. Nie, na tym etapie mam w sobie dużo spokoju, patrząc na tabelę. Jeszcze niejeden kryzys przed niejedną drużyną...
Listen on Spreaker.