Ostatnim klubem Ojrzyńskiego była Stal Mielec. W ostatnich latach przypięła się do niego łatka szkoleniowca, który ratuje drużyny przed spadkiem. Wcześniej był w Wiśle Płock i Arce Gdynia (z nią zdobył nawet Puchar Polski). Choć często był wymieniany w gronie kandydatów do prowadzenia mocniejszych klubów, to Ojrzyński nigdy nie dostał okazji do poprowadzenia drużyny z ekstraklasowej czołówki.
- Praca w klubach walczących o utrzymanie sprawiła, że przypięto mi łatkę trenera, który uczy prostego futbolu i bazuje na stałych fragmentach. Ale na co powinno się stawiać, walcząc o ligowe życie? Proste środki, takie jak właśnie auty, mogą utrzymać zespół w ekstraklasie, co było widać przede wszystkim w Stali Mielec, która zachowała miejsce w lidze właśnie dzięki autom. Wygrała z Pogonią, strzelając gola po aucie, z Lechem Poznań zdobyła w ten sposób dwie bramki. Może więc i moje metody pracy były wyśmiewane, ale potem przynosiły bardzo ważne punkty. Jestem zwolennikiem dostosowywania taktyki i pomysłu do zawodników, których trener ma w drużynie. Zresztą gdy byłem u syna i miałem okazję podpatrywać pracę Juergena Kloppa, widziałem, że sprowadził do Liverpoolu trenera z Midtjylland - specjalistę od stałych fragmentów. I też ćwiczyli wrzuty z autu. Zostawali po treningu, pracowali nad tym elementem, wiedząc, że może im dać zwycięstwo – mówi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Ojrzyński.
W rozmowie z dziennikiem wyznał, że Legia Warszawa to bardzo kuszące miejsce pracy. Wiele wskazuje na to, że każdy nowy szkoleniowiec mistrzów Polski musiałby się pogodzić pracą krótkoterminową, bowiem prezes Dariusz Mioduski planuje (najpóźniej latem) sprowadzić do siebie Marka Papszuna. Z tego względu niewielu trenerów chce ratować Legię.
Artur Boruc wybuchł po porażce Legii! Wprost napisał „ku…”, nie miał żadnych zahamowań
– Nie zgadzam się z tym. Od pewnego czasu powtarzam, że to duże wyzwanie, bo w czwartek był ostatni mecz w fazie grupowej ligi Europy - wygrana oznaczała udział wiosną w tych rozgrywkach. Jest Puchar Polski, można odmienić sytuację w ekstraklasie. Jeśli się to uda, zaczniesz seryjnie wygrywać, twoja wartość ogromnie wzrośnie. W mojej sytuacji byłaby to też wreszcie ta wymarzona szansa pracy z najlepszymi zawodnikami w Polsce. Gdybym taką propozycję otrzymał, od razu powiedziałbym: „Wchodzę". Oczywiście, że pewne zasady muszą obowiązywać, nie możesz być zakładnikiem wcześniejszych postanowień, ale po to są rozmowy, by ustalić reguły. Trener, który teraz wszedłby do Legii, wiedziałby z góry, do kiedy pracuje. I naprawdę nie widzę w tym nic złego – dodał.
Wyciekł prawdziwy pseudonim Marka Papszuna. Brzmi groźnie, wiele to o nim mówi