- Kiedy patrzyłeś na tabelę z pozycji wicelidera? Chyba dawno?
- Jak byłem młodym piłkarzem Jagiellonii Białystok. Miałem 18 lat i po pierwszej rundzie byliśmy liderem. Druga była… Korona Kielce. Więc trochę dawno to było.
- Rozumiem, że Lecha Poznań się nie boicie. Niedawno rozbił Wisłę Kraków aż 5:0…
- Na pewno się nie boimy. To był taki mecz, że przy wyniku 0:0 Wisła miała dwie dobre sytuacje, ale to Lech był konkretniejszy. Kolejorz wszedł na fajny poziom od samego początku rozgrywek. Grają fajnie w ataku pozycyjnym, w środku pola piłka im w ogóle nie przeszkadza. Stwarzają sytuacje i je wykorzystują. Kilka meczów ze sporą liczbą goli już mają na koncie.
- Ciebie z Lechem łączono już kilka razy. To sprawia, że mobilizacja przed meczem rośnie?
- Nie wiem, czy łączono mnie z Lechem „na poważnie”. Bardziej to się kończyło na etapie medialnych doniesień. Nie czuję wyjątkowości meczu. Jest to po prostu zespół, który od lat gra w lidze na wysokim poziomie.
ZOBACZ: Rozlosowano pary 1/16 finału Pucharu Polski! Derby Krakowa, daleki wyjazd Legii
- Trener Jacek Magiera musiał was długo podnosić na duchu po porażce w Lidze Konferencji?
- Nie traktowaliśmy meczu z Hapoelem Beer Szewa w kategoriach klęski. Był to ogromny niedosyt, mieliśmy wrażenie, że był to rywal w naszym zasięgu, a wynik nie odzwierciadla poziomu - ich i naszego. Byli mocno przestraszeni, a w 7. min zrobiło się 2:0 dla nich i musieliśmy gonić. Dla nich sytuacja-marzenie. Musieli być zaskoczeni, że tak szybko wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Cofnęli się, stali na swojej połowie, bronili głęboko. Nawet bez linii ataku. Czekali na kontry i robili to dobrze. My rzuciliśmy się do ataku, należał nam się nawet rzut karny, ale niestety zabrakło VAR. Byli konkretniejsi, strzelili to, co mieli. Dostaliśmy pstryczek w nos. Przyzwyczailiśmy wszystkich, że od kiedy pracujemy z trenerem Magierą, to nie przegrywamy. Jak popatrzysz z boku na wynik 0:4, to możesz stwierdzić, że to był pogrom, ale na pewno nie zasłużyliśmy na taką porażkę.
- Jak trener Magiera wymyślił dla Ciebie rolę wahadłowego?
- Trochę wyszło to z potrzeby chwili. Lubambo Musonda też był próbowany na boku obrony. Jest to dla mnie coś nowego w życiu. Nigdy nie miałem tylu zadań defensywnych, zazwyczaj byłem z tego odciążany, by lepiej atakować. Alternatywa była prosta – albo się dostosuję, albo będę grał bardzo mało. Staram się wykorzystać każdą okazję, by udowodnić dobrą dyspozycję.
- Po asyście w meczu z Wisłą Płock mówią na Ciebie Ricardo Quaresma…
- Nawet ostatnio grałem przeciwko niemu. Gdy byłem w Gaziantep FK, to on był w Kasimpasie. Mogłem pooglądać jego zagrania „fałszykiem” z bliska.
- O koszulkę nie prosiłeś?
- Jeszcze przed meczem mój kolega z drużyny, też Portugalczyk, był z nim ugadany. Często tak jest, że jak chcesz koszulkę kogoś takiego jak Quaresma, to musisz już uderzać przed meczem (śmiech). Tak było też w Hiszpanii, gdy byłem w Maladze.
- Wygraliście derby w Lubinie z Zagłębiem pierwszy raz od 10 lat, ograliście Legię. Wciąż jesteście bez porażki. W co celuje Śląsk Wrocław w tym sezonie?
- Kompleksów nie mamy. Nie boimy się nikogo, w każdym razie nie czujemy zbyt nadmiernego respektu przed Lechem czy Legią. Zdajemy sobie sprawę, że są zespoły, które mogą lepiej operować piłką, lepiej zagrać stały fragment, czy poprowadzić kontrę. Przygotowujemy się dokładnie pod każdy zespół, chcemy być skuteczni, unikać błędów i wykorzystać pomyłki rywala. Mamy serię meczów bez porażki, tylko my jeszcze nie przegraliśmy. Czujemy, że mamy fajny zespół. Jest to ekipa, która czuje się dobrze ze sobą. Na meczu widać tę „chemię”.
Ile zarobiła Legia Warszawa po wygranej z Leicester City. Wielka kasa!
- Ostatnio gola świętowaliście w ciekawy sposób…
- Tego typu akcje są na porządku dziennym. Zrobiliśmy grupowe zdjęcie z panią Krysią, która fotografuje tu od wielu, wielu lat. Chyba od ponad 30. Jest na meczach, treningach. Promuje klub, pomaga, angażuje się. Chcieliśmy jakoś podziękować, takich ludzi trzeba doceniać. Zawsze staramy się coś wymyślić. Ktoś ma urodziny, to organizujemy się. Bo jest to zgrana ekipa, fajnie, że przekłada się to wyniki. W planach są następne „cieszynki”, już coś chodzi po głowie, niedługo znowu coś pokażemy.
- Jak się pojawi jeszcze jedna szansa na wyjazd za granicę, to rozważysz ją?
- Obecnie nie myślę o tym. Odnalazłem się w innej specyfice gry w piłkę. Nigdy nie myślałem o tym, że będę w roli piłkarza, który po pierwsze broni, pilnuje zawodnika, odpowiada za ścisłe krycie, odbudowanie linii i powrót nawet w pole bramkowe. W tym sezonie zdarzył mi się błąd, że piłkarz w niedalekiej odległości ode mnie strzelił gola głową. Musiałem taką sytuację wziąć na klatę. To mój egzamin dojrzałości z gry, a ja się uczę cały czas. Nie wiem, czy na pozycji wahadłowego, w tym wieku, wejdę na poziom, który da mi szansę gry w dobrym klubie za granicą. Śląsk to topowy klub w Polsce, gra tu to nobilitacja. Jest to klub poukładany, zagraliśmy w eliminacjach Lidze Konferencji. Interesuje nas miejsce medalowe. Nie mówię „nie”, ale wyjazd nie chodzi mi w ogóle po głowie.