Mariusz Rumak jest związany z Lechem Poznań od wielu lat. Najpierw zajmował się szkoleniem młodzieży, następnie pełnił funkcję asystenta trenera pierwszej drużyny, a w latach 2012-2014 samodzielnie prowadził „Kolejorza”. Z klubem z Poznania w sezonie 2012/2013 wywalczył wicemistrzostwo Polski. W kolejny latach pracował m.in. w Zawiszy Bydgoszcz, Śląsku Wrocław czy reprezentacji Polski U-19. W marcu 2022 roku powrócił do Lecha, tym razem jednak nie w roli pierwszego trenera. 45-latek pełni funkcję konsultanta, odpowiada także za rozwój kadry trenerskiej.
„Super Express”: - Można chyba powiedzieć, że Lech kryzys ma już za sobą?
Mariusz Rumak: - Myślę, że tak. Pokazują to zarówno wyniki, jak i gra poznańskiego zespołu. Być może dwa ostatnie mecze, po przerwie reprezentacyjnej nie były oszałamiające, natomiast Lech punktuje regularnie, nie przegrywa, nie traci bramek. Jest w zdecydowanie innym miejscu niż był na początku tego sezonu.
- Mimo wszystko mecz z Hapoelem Beer Szewa przy Bułgarskiej można chyba traktować w kategorii rozczarowania?
- Patrząc na to jak w obu meczach zaprezentowali się przeciwnicy – na pewno. Gdybyśmy kilka lat temu rozmawiali po meczu Lech – Legia, bezbramkowy remis można byłoby interpretować inaczej. Biorąc jednak pod uwagę, jak zespoły z Warszawy i Beer Szewy zaprezentowały się w Poznaniu, można z pewnością mówić o sporym niedosycie. Lechici zarówno w jednym, jak i drugim spotkaniu byli bowiem w stanie wygrać i sięgnąć po komplet punktów.
- Bezbramkowym remisem z Izraelczykami Lech zaprzepaścił świetną okazję, aby mocno zbliżyć się do awansu z grupy?
- W mojej opinii tak. Wydaje mi się, że w przypadku zwycięstwa nad Hapoelem przy Bułgarskiej ewentualny awans do fazy pucharowej byłby już niemal formalnością. Natomiast w czwartek poznaniacy mają szansę na rehabilitację, od tego meczu także bardzo wiele będzie zależało. Nie uważam, żeby w kwestii awansu absolutną koniecznością było zwycięstwo, ale na pewno Lechowi nie może przydarzyć się porażka. Mamy aktualnie dwa punkty przewagi nad Izraelczykami i ewentualny podział punktów pozwoliłby utrzymać status quo. Potem „Kolejorza” czeka jeszcze wyjazdowy mecz z najsłabszą w mojej opinii w tej grupie Austrią Wiedeń oraz domowe starcie z Villarrealem, który prawdopodobnie przyjedzie na Bułgarską będąc już pewnym awansu. Na pewno nie można jednak pozwolić sobie na przegranie meczu w Beer Szewie.
- W Izraelu będziemy jednak świadkami zupełnie innego meczu niż przed tygodniem.
- Teoretycznie tak, Izraelczycy przed własną publicznością prezentują się zupełnie inaczej niż na wyjazdach. Z drugiej strony w Poznaniu Lech był zmuszony do gry w ataku pozycyjnym, co – szczególnie przy słabym stanie murawy – nie było prostym zadaniem. Rewanż na pewno będzie spotkaniem dużo bardziej otwartym. To Hapoel zdecydowanie bardziej potrzebuje zwycięstwa, będzie więc musiał od początku zaatakować. To z kolei może otworzyć wiele przestrzeni aby wyjść z kontratakiem, co Lech robi naprawdę dobrze. Patrząc na okoliczności – mecz wyjazdowy, rywal w pełni sił – można powiedzieć, że będzie to trudniejsze spotkanie. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że to nie poznaniacy są „na musiku”, nie będą musieli prowadzić gry – paradoksalnie ułatwi im stwarzanie sobie okazji bramkowych.
- Główną bronią Lecha w czwartkowym meczu będą zatem kontrataki?
- Myślę, że tak, choć wszystko będzie determinował wynik. Jeśli przez dłuższy czas będzie utrzymywał się remis, gospodarze w końcu będą musieli się odkryć. To sprawi, że z minuty na minutę tych szans Lecha powinno być więcej.
- Lechici unikną błędu Śląska sprzed roku, gdy wrocławianie najpierw wygrali przed własną publicznością, a następnie przegrali w Izraelu aż 0:4?
- Każdy mecz ma swoją historię. Nie sądzę jednak żeby Izraelczycy byli w stanie powtórzyć takie spotkanie jak przeciwko Śląskowi. Choć niewykluczone, że Hapoel przyjmie podobną strategię jak w tamtym spotkaniu – będzie chciał podejść wysoko i rzucić się poznaniakom do gardła. W Lechu grają jednak na tyle dobrzy piłkarze, że poradzą sobie z tym.
- Trzy punkty pojadą zatem do Poznania?
- Mam nadzieję. Nie mogę powiedzieć tego z pełnym przekonaniem, bo w piłce trzeba mieć wiele pokory, ale uważam, że Lech jest zespołem lepszym i wróci z Beer Szewy „z tarczą”. Być może nie jest murowanym faworytem tego starcia, ale uważam, że zwycięstwo „Kolejorza” jest prawdopodobnym scenariuszem.