"Super Express": - Wiesz, ile warte było twoje trafienie z meczu ze Spartakiem?
Janusz Gol: - Przyznam się, że nie wiem... Coś tam słyszałem, że milion euro. Tak? Dużo. Radość jest ogromna, bo to dopiero mój pierwszy gol dla Legii i to strzelony w tak ważnym momencie. Uszczęśliwiłem nim wszystkich. Jednak liczę, że nie skończy się tylko na nim, że w końcu się przełamię. Bo na razie to nie mam się czym pochwalić. Trzy bramki w lidze to dość skromny dorobek.
- Przy golu wyskoczyłeś wysoko w powietrze. To efekt tego, że kiedyś trenowałeś siatkówkę?
- Grałem w siatkówkę plażową, ale bez sukcesów. To było, gdy mieszkałem w Świdnicy i występowałem w IV lidze. W 92. minucie ze Spartakiem chciałem, aby piłka wpadła w długi róg. Wyszło idealnie.
- Po stracie dwóch goli wierzyliście w awans?
- W takich sytuacjach trener Maciej Skorża zawsze nam powtarza: bez paniki. Trudno, stało się, ale trzeba się szybko podnieść i próbować odrobić straty. Nasza sytuacja była bardzo trudna, ale podjęliśmy walkę, a w nagrodę wywieźliśmy z Moskwy wygraną.
- Podobno koledzy w oryginalny sposób podziękowali ci za gola...
- Śpiewali o mnie już w szatni. Potem poprosili kapitana samolotu, aby zaintonował przyśpiewkę "Janusz Gol, ole, ole". Z kolei wczoraj, gdy jako ostatni wybiegłem na trening, koledzy stojąc na środku boiska, powitali mnie brawami. To nie było zaplanowane. Wyszedłem ostatni, bo gdzieś zapodziałem getry i szybko musiałem wrócić do magazynu po nowe, aby nie spóźnić się na zajęcia.
- W Lidze Europy zagracie z PSV Eindhoven, Hapoelem Tel Awiw i Rapidem Bukareszt. To dobre losowanie dla Legii?
- Trafiliśmy do grupy, z której można awansować. Najmocniejszy w tym zestawieniu wydaje się PSV. Chciałem, abyśmy wylosowali Tottenham, bo zawsze marzyłem, aby zagrać w Londynie.
- Teraz zagrasz w Lidze Europy, a jeszcze kilka lat temu twoja kariera stała pod dużym znakiem zapytania. Co się stało?
- Gdy byłem w Świdnicy, trapiły mnie kontuzje. Złamałem lewą nogę w śródstopiu, miałem poskręcane stawy. Z tego powodu przez pół roku jesienią 2005 roku nie grałem w piłkę. To był najtrudniejszy moment w mojej karierze.
- Ale w końcu zła karta się odwróciła.
- To prawda, w 2007 roku z kadrą Dolnego Śląska zdobyłem mistrzostwo Europy amatorów, a rok później podpisałem pierwszy zawodowy kontrakt z GKS Bełchatów. Zacząłem nawet studia, ale musiałem zrezygnować, bo nie dałem rady pogodzić ich z grą w piłkę. Ale jeszcze do nich wrócę.