- Zdobycie czterech punktów w dwumeczu z PSV Eindhoven i Hapoelem Tel Awiw powinno wystarczyć nam do zajęcia pierwszego miejsca w grupie. Nie mamy nic do stracenia. Nie ma już na nas presji związanej z walką o awans, bo ten już sobie zapewniliśmy - analizuje Radović w rozmowie z "Super Expressem".
"Super Express": - Ale będzie wam... bardzo trudno. PSV Eindhoven od 21 meczów pozostaje niepokonane.
Miroslav Radović: - Każda passa kiedyś się kończy. Przekonaliśmy się o tym sami, gdy po serii ośmiu spotkań bez porażki i straty gola przegraliśmy w Kielcach z Koroną. To był nasz zły dzień, źle to wyglądało. Jednak przeciwko PSV to się nie powtórzy. Wierzę, że możemy przerwać dobrą passę Holendrów.
- W pierwszym meczu oni byli górą (1:0)...
- Przegraliśmy wtedy na własne życzenie, podeszliśmy do nich ze zbyt dużym respektem, pozwoliliśmy im na ofensywną grę. Na Łazienkowskiej będzie jednak inny mecz, inna Legia, która zna swoją wartość. Choć to oni są faworytem.
- Który z piłkarzy PSV zapadł ci w pamięć?
- Mają takich dwóch zawodników, o których się mówi, że robią różnicę. To napastnik Ola Toivonen i dynamiczny skrzydłowy Dries Mertens. Jeszcze trzeba wymienić Marcelo, który grał w Wiśle Kraków. Zapamiętałem go, bo strzelił kiedyś Legii gola, który dał Wiśle tytuł mistrza Polski.
- Na kogo chcielibyście trafić w 1/16 finału Ligi Europejskiej?
- Najlepiej na jakąś drużynę z Hiszpanii. Bo Primera Division to moja ulubiona liga. Jako dzieciak marzyłem, aby kiedyś zagrać w hiszpańskim klubie. Ale nie będę narzekał, gdy przyjdzie zmierzyć się z klubem z Niemiec.
- Co z twoim debiutem w reprezentacji Serbii?
- Niestety, musiałem go odłożyć w czasie. Dostałem powołanie na listopadowe mecze z Hondurasem i Meksykiem, ale z powodu urazu nie pojechałem na zgrupowanie. Mam nadzieję, że selekcjoner o mnie nie zapomni.