Zdenek Ondrašek, czeski napastnik mocno związany z naszym krajem dzięki występom w krakowskiej Wiśle i małżeństwu z Polką, na to pytanie nie jest w stanie odpowiedzieć jednoznacznie. Zresztą sam nie jest do końca pewien, z którą z drużyn powinien w czwartkowy wieczór sympatyzować!
„Super Express”: - Pana też – jak wielu ekspertów i kibiców – zaskoczył dotychczasowy przebieg rywalizacji obu drużyn?
Zdenek Ondrašek: - Przed meczem oceniałem szanse obu ekip po równo: 50 na 50. Prezentują przecież podobny styl gry: dużo biegają, szybko przechodzą z defensywy do ataku. Byłem natomiast bardzo zaskoczony, że Slavia nie pokazała tego, na co ją stać. Widziałem i w pucharach, i w lidze, jak potrafi zdominować przeciwnika. W Częstochowie to ona została zdominowana, bo Raków zagrał bardzo dobrze. Czy zaliczka wystarczy? 1:3 byłoby już trudne do odrobienia dla prażan. Przy 1:2 rewanż dla częstochowian będzie wyzwaniem
- Raków jest w stanie zagrać równie intensywny mecz, jak w Częstochowie?
- Musi. Jestem pewien, że stadion w Pradze będzie pełny po brzegi; że przyjdzie około 20 tysięcy widzów. Będą wywierać presję na gospodarzy; zmuszać ich do biegania. Slavia zresztą zawsze – mecz w Częstochowie był wyjątkiem od tej reguły – już od pierwszej minuty stara się „zniszczyć” przeciwnika. Teraz też będzie mieć jeden konkretny plan – bardzo szybko strzelić bramkę. Weekendowy mecz ligowy z Pardubicami pokazał siłę tej drużyny. Drugi takie spotkanie, jak pod Jasną Górą, już się Slavii nie przydarzy.
- Przeciwko Pardubicom nie zagrali kontuzjowani w Częstochowie obrońcy: Oscar i Eduardo. Ich ewentualny brak w czwartkowym spotkaniu będzie osłabieniem Slavii?
- Mecz przeciwko Pardubicom perfekcyjnie pokazał, że kadra Slavii jest bardzo wyrównana, a dwunasty, trzynasty, czternasty i kolejny zawodnik jest bardzo głodny gry – również w pucharach. Więc brak Oscara czy Eduardo nie powinien być problemem dla trenera Jindricha Trpisovskiego.
Robert Podoliński o szansach Rakowa na awans do fazy grupowej. Podał konkretną prognozę [ROZMOWA SE]
- Wygląda na to, że trudno częstochowianom o optymizm?
- Tego nie mówię. Raków swoją moc ma – głównie w grze zespołowej. Oczywiście, Ivi Lopez to Pan Piłkarz - nie wiem, czy jest klub w Polsce, a i w Czechach też, który by nie chciał mieć go w składzie. Ale gdyby Hiszpan nie miał wokół siebie tych wszystkich kolegów, którzy walczą o każdy metr za niego i dla niego, sam bym meczów nie wygrywał. I to jest wielki atut zdobywcy Pucharu Polski.
Piękna czeska para pod Jasną Górą: Katerina Kasanova i Tomaš Petrašek
- Fakt, że Raków nie grał w weekend, może być kolejnym atutem?
- Może, ale nie musi. Fakt, częstochowianie mieli nieco więcej czasu na odpoczynek, ale... czasami lepiej pozostać w tym rytmie meczowym, w jakiej się grało wcześniej. Czyli w tym przypadku: czwartek-niedziela-czwartek.
- Gdyby zaciągnięto pana do bukmachera i kazano obstawić tego, kto awansuje, co by pan zrobił?
- Dobre pytanie! Jestem Czechem, ale mam żonę Polkę i w Polsce teraz mieszkam. Więc ktokolwiek wygra, będę się cieszył! A jeśli pan pyta o scenariusz, to myślę, że prażanie wygrają jedną bramką i wszystko rozstrzygać się będzie w dogrywce, a może i w karnych.
- Ma pan przyjaciół w ekipie praskiej?
- Raczej znajomych z reprezentacji. Ale w Rakowie też znam dobrze niektórych graczy. Ot, choćby do Zorana Arsenicia mi blisko.
- A propos reprezentacji: stadion Slavii pewnie się panu dobrze kojarzy?
- Reprezentacyjnie – owszem. Tu debiutowałem, w meczu z Anglią, i jeszcze bramkę zdobyłem. Ale nie pamiętam, bym w lidze – w barwach Dynama Czeskie Budziejowice – choćby raz wywiózł stamtąd punkt w meczu ze Slavią. Choć w starciu z Bohemiansem, który grał tu gościnnie, strzeliłem dwa gole, a spotkanie zremisowaliśmy 2:2.