Piłkarską "mekką" w PRL był Stadion Śląski. Ogromna "kobyła", na której widz oddalony był od zawodników o dobre 100-150 m. Kiedy śpiewano tam hymn, ryk był straszliwy, ale potem już piłkarze byli oddzieleni od fanów barierą odległości. Dochodził do nich hałas w którym nie słyszało się słów. Widownia była anonimową masą, która szumiała gdzieś w tle.
Na prawdziwym piłkarskim stadionie z wypiętrzonymi, dosuniętymi do bocznej linii trybunami zawodnik niemal dotykalnie czuje na plecach widownię. Każdy pomruk niezadowolenia ze straty piłki, każdą pochwałę za udany drybling odbiera bezpośrednio. Tak jak na stadionie Lecha przy Bułgarskiej.
- Nie przypuszczałem, że to się aż tak czuje – mówił po meczu z Salzburgiem Jacek Kiełb. Ten doping wręcz niósł go i popychał.
Coraz więcej nowoczesnych stadionów wychodzi w Polsce z budowlanego bałaganu. To będzie nie tylko inny komfort dla widzów. Te stadiony będą miały także wpływ na grę zawodników i drużyn. To siła, której do tej pory nie było