Druh ma tego pecha, że – podobnie jak niżej podpisany – pamięta czasy, gdy Grzegorz Lato był świetnym napastnikiem a nie marnym prezesem PZPN, a Henryk Kasperczak cudownie podawał do Szarmacha i Deyny, a nie siedział na ławce i co chwila łapał się za głowę.
Stare to dzieje, jak my obaj, bo wtedy jeszcze sukcesami polskiego futbolu były bramki i zwycięstwa, a nie 400 stron zarzutów dla 113 oskarżonych o korupcję.
Pomysł by zaorać boiska w kraju i poczekać aż urodzi nam się pokolenie zdolne wygrywać z Azerami, Maltańczykami i reprezentacją Vanuatu jest o tyle chybiony, że już za dwa lata trzeba będzie wystawić drużynę na ME.
A tam, psia krew, przyjadą drużyny o dwie klasy lepsze o tych, które naszych obecnych asów traktują jak kotkę w sieni.
Trzeba będzie przeżyć tę kompromitację i dopiero potem – za pługi!
Zaorać i przeczekać
Od rana ziewam, bo przez pół nocy wisiałem przy telefonie. Zadzwonił przyjaciel żeby podzielić się ze mną wrażeniami po pucharowych występach naszych drużyn. Jego diagnoza brzmi: zaorać i przeczekać.