Muskularny Kolumbijczyk już się szykuje do powstrzymania równie mocno zbudowanego Takesure Chinyamy (26 l.).
- Jestem przekonany, że do jutra odzyskamy siły, choć z Austrią straciliśmy ich mnóstwo - przyznaje Arboleda. - Były takie momenty w trakcie meczu, że biegłem i modliłem się: - Boże, widzisz, że moi koledzy cały czas zasuwają, a ja już padam z nóg. Proszę cię, dodaj mi sił, bo bardzo ich potrzebuję. No i stał się cud. Ja nie padłem ze zmęczenia, a Muraś w ostatniej sekundzie dał nam awans. Jesteśmy w euforii, a Legia nie ma co liczyć na nasze zmęczenie. Kiedy pytamy Kolumbijczyka, czemu zawdzięcza tak atletyczną budowę ciała, Manuel tylko się uśmiecha: - Nigdy w życiu niczego nie dostałem za darmo. Jako dziecko byłem mały i chudziutki. Ale zawziąłem się. W domu była bieda, a ja miałem do szkoły ponad godzinę na piechotę. I nie szedłem, tylko starałem się biec. Już wtedy wyrobiłem sobie kondycję. Potem, w klubie Santa Fe Bogota, po jednym z treningów trener powiedział: - Drużyna schodzi do szatni, a ty, Arboleda, dodatkowe zajęcia. Pytałem dlaczego, a on mi na to: - Synu, jeszcze mi kiedyś będziesz dziękował. Zasuwałem od rana do nocy. Żeby się wzmocnić, kupiłem sobie specjalne woreczki, do których wsypywałem piasek. I przywiązywałem je do nóg w trakcie treningów. Po kilogramie na każdą nogę. Kochane woreczki! Woziłem je wszędzie, nawet tu, do Poznania. W trakcie przygotowań do sezonu nie wyobrażam sobie zajęć bez nich. Żeby jeszcze się wzmocnić, Arboleda rezygnuje nawet z lenistwa na wakacjach.
- Kiedy wracam do Kolumbii, odpoczywam 2-3 dni, a potem idę na plażę i biegam, biegam, biegam. Kondycję poprawiam też w pobliskich górach. Zawsze z moimi woreczkami, tyle że gdy mam biegać, to przywiązuję je sobie do rąk. Chinyama też ułomkiem nie jest, więc zapowiada się ostra walka. - Chinyama jest szybki i bardzo silny, lubię jego styl gry. Ale jest tylko jeden napastnik na świecie, którego bym chyba nie zatrzymał. To Brazylijczyk Ronaldo, najlepszy ze wszystkich. Całej reszcie mogę się postawić. Chinyamie też!