Goście wygrali w Sosnowcu, choć w ciągu 90 minut oddali jeden strzał w światło bramki gospodarzy, a gola zdobyli nader szczęśliwie, kiedy Bogdan Racovitan niefortunnie próbował zablokować dośrodkowanie w „szesnastkę” swej drużyny. - Byliśmy stroną dominującą – potwierdzał po końcowym gwizdku Marcin Cebula, jedna z najjaśniejszych postaci Rakowa w całych eliminacjach LM.
Prócz pechowego „swojaka”, pomocnik częstochowski przypominał też anulowaną bramkę dla swego zespołu, o czym zdecydował VAR, dopatrując się kilkunastocentymetrowego ofsajdu z tytułu… barku wystawionego przez Milana Rundicia za linię obrony Duńczyków. - Szkoda tego spalonego, bo był niewielki, niezauważalny w normalnych okolicznościach – wzdychał „Cebul”.
Przed inauguracyjnym gwizdkiem arbitra po raz pierwszy od siedmiu lat polski zespół miał okazję wysłuchać hymnu Ligi Mistrzów. Dla wielu zawodników Rakowa był to emocjonalny moment. - Łezka się w oku zakręciła… - przyznał z zadumą Marcin Cebula. - To jest swoiste spełnienie marzeń, choć o pełnej satysfakcji będziemy mogli mówić dopiero w przypadku wygranej w Kopenhadze i awansu do fazy grupowej – dodawał.
Podkreślał także, że odrobienie strat nie jest niemożliwe. - Trochę więcej szczęścia, trochę więcej lepszych decyzji w przodzie… W Sosnowcu zagraliśmy na dobrym poziomie w defensywie, w Kopenhadze trzeba będzie zagrać nieco lepiej w ofensywie. Ale jestem pewien, że możemy tam wygrać. Pojedziemy na Parken po zwycięstwo – odgrażał się pomocnik Rakowa.
Gorzkie słowa pomocnika Rakowa. I wcale nie chodzi o wynik meczu z FC Kopenhaga
Słowo „Sosnowiec” przywoływane było przez częstochowian wielokrotnie. Chodziło oczywiście o konieczność gry poza Częstochową, bo tamtejszy obiekt nie spełnia wymogów UEFA na poziom czwartej rundy eliminacji oraz fazy grupowej. - Cóż, gramy na tym etapie dwa mecze na wyjeździe... – gorzko zauważał Cebula. Jego koledzy mówili wprost, że na własnym stadionie tego meczu by nie przegrali. - Ale na razie już chyba nic z tym nie zrobimy… - kończył swą myśl o stadionie z prawdziwego zdarzenia, potrzebnym stolicy polskiej piłki od zaraz, Marcin Cebula.