Christo Stoiczkow

i

Autor: East News Christo Stoiczkow

Legendarny piłkarz Barcelony zachwycony Lewandowskim: Musi być w czołówce Złotej Piłki!

2019-11-27 1:31

Christo Stoiczkow (53 l.), legendarny bułgarski napastnik, pojawił się w Warszawie, aby promować autobiografię, która właśnie ukazała się na naszym rynku. „Super Express” był wśród zaproszonych na spotkanie ze zdobywcą „Złotej Piłki” z 1994 roku. Były gracz Barcelony nie może się nachwalić Roberta Lewandowskiego (31 l.) i spodziewa się, że Polak będzie w czołówce prestiżowego plebiscytu w tym roku.

- W 1994 roku dostał pan „Złotą Piłkę”, która zresztą jest tu z panem w Warszawie. To pewnie jeden z najbardziej wyjątkowych momentów w karierze…

Christo Stoiczkow: - Chcę wyraźnie zaznaczyć, że to trofeum nie należy tylko do mnie. Należy również do moich kolegów z drużyn, w których grałem, rodziny, kibiców, trenerów, masażystów. Nikt w pojedynkę nie jest w stanie po nie sięgnąć. Ale było moim marzeniem od małego. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem, jako dziecko, piłkarza zdobywającego „Złotą Piłkę”, to pomyślałem, że któregoś dnia też muszę jej dotknąć, muszę ją mieć. Chciałem podążać śladami moich idoli, Cruyffa, Keegana, Rummenigge, Rossiego. I w końcu mi się to udało.

- A według pana Robert Lewandowski ma szansę na jej zdobycie w tym roku?

- Powiedziałbym, że ma wielkie szanse na wygraną, tyle że nie wiemy jak kto będzie głosować. Przekonamy się niedługo, bo już 2 grudnia. Ale moim zdaniem Robert musi być w czołówce. To piłkarz wyjątkowy. Napastnik, który robi różnicę wszędzie, gdzie gra. Tak było w Borussii Dortmund, tak jest w Bayernie i w reprezentacji Polski. Ważne są nie tylko jego bramki dla Polski, moim zdaniem dzięki niemu inni polscy piłkarze grają po prostu lepiej, bo patrzą na co to co on robi… On podciąga innych!

- Rozmawiamy na stadionie Legii. Grał pan tutaj z Bułgarią, w 1999 roku. Jakie wspomnienia?

- Przegraliśmy 0:2, nie było tego dachu, który widzę teraz, ale jeśli chodzi o polskich piłkarzy, mam generalnie dobre wspomnienia. Miałem okazję poznać się z Romanem Koseckim, Janem Urbanem, Piotrem Nowakiem. Z tym ostatnim jesteśmy przyjaciółmi, jesteśmy teraz jak papużki nierozłączki, mieszkając ledwie 100 km od siebie. A kończąc wątek stadionu Legii: kiedy teraz tu wszedłem, powiedziałem tylko: wow! No jednak trochę się ten obiekt zmienił.

- W sumie trzy razy grał pan przeciw Polsce i trzy razy pan przegrał…

- I co z tego? Taka jest piłka (śmiech). Za to wygrałem, jako piłkarz CSKA Sofia, 5:1 w Lidze Mistrzów z Ruchem Chorzów! (mecz w Pucharze Europy, poprzedniku LM - red.).

- Do reprezentacji Polski nie miał pan szczęścia, ale z kadrą Bułgarii potrafił ograć najlepsze zespoły świata. Wszyscy pamiętają świetne mecze waszej drużyny na mundialu w 1994 roku, gdzie zajęliście czwarte miejsce, a pan został ex aequo królem strzelców…

- Tak, pamiętam, ale pamiętam też francuskiego sędziego naszego półfinału z Włochami, który ukradł mi marzenie. Marzenie o tym, aby w finale zagrać z wielką Brazylią. Ten człowiek okradł mnie i mój kraj z czegoś pięknego, z szansy zagrania o złoto mistrzostw świata. W życiu nie podałbym mu ręki!

- Dla bułgarskiej piłki jest pan tym kim Zbigniew Boniek czy Robert Lewandowski dla polskiej. Nie chciał pan zostać prezesem bułgarskiej federacji? Bo Zibi jest szefem polskiej…

- Nie, nie chciałem. Mnie różne układy, układziki nie interesują. Jestem czysty jak woda, moje nazwisko nigdy nie splamiło się korupcją. Jestem taki jak w tej książce. Autentyczny. I nigdy się nie zmienię. Mam swoje zasady.

Najnowsze