Tę historię polscy kibice znają doskonale. Latem 2008 roku Mikel Arruabarrena trafił do Legii. Sprowadził go na Łazienkowską Mirosław Trzeciak, ówczesny dyrektor sportowy warszawskiego klubu. Drugą opcją był Robert Lewandowski, ale... "Nie potrzebujemy Lewandowskiego, bo mamy Arruabarrenę" - przypomina słynne już słowa Trzeciaka "Marca".
Lewandowski, który wcześniej grał w rezerwach Legii, ze Znicza Pruszków trafił potem do Lecha. Co było potem? Wszyscy pamiętamy - transfer do Borussii za 4,5 mln euro. "Reszta jest historią" - pisze "Marca", wbijając szpileczkę Legii.
A Arruabarrena? Na boiskach polskiej Ekstraklasy grał fatalnie, szybko stał się pośmiewiskiem. W końcu wrócił do ojczyny, do Eibar.
El día que el Legia rechazó a Lewandowski: "Ya tenemos a Arruabarrena" https://t.co/D06aA2drrX przez @marca
— Wojciech Kowalczyk (@W_Kowal) October 17, 2016