Arkadiusz Milik wracał w dobrym nastroju po meczu Napoli z Liverpoolem w Lidze Mistrzów. Jego zespół wygrał 1:0 po golu w końcówce, a on sam zagrał całkiem nieźle. Z dobrego humoru wytrąciła go jednak bardzo nieprzyjemna sytuacja. Piłkarz został napadnięty przez bandytów na skuterach. Przystawili oni napastnikowi rerpezentacji Polski pistolet do głowy i zażądali oddania cennego zegarka, wycenianego na co najmniej kilkanaście tysięcy euro. Dziennikarze we Włoszech szybko zajęli się sprawą i ustalają kolejne szczegóły, dotyczące mrożących krew w żyłach zajść.
Na antenie Radia CRC dziennikarz Giuseppe Grimaldi podał, że sprawcy musieli planować atak na Milika. "Napad był w odizolowanym miejscu. Wszystko to jest dowodem wcześniejszego przygotowania. Złodzieje doskonale wiedzieli, kogo okradają. Milik wracał do domu późno, jednak w samochodzie nie był sam. Zawodnik był w szoku, a zeznania złożył w czwartek rano" - relacjonował.
Neapol nie jest najbezpieczniejszym miastem dla piłkarzy. Zawodnicy Napoli zarabiają bardzo dobrze, przez co stają się dość często ofiarami bandytów. Z obecnych piłkarzy problemy z agresywnymi napastnikami mieli Marek Hamsik czy Lorenzo Insigne. Pierwszego z nich okradziono aż trzykrotnie w latach 2007-2013.