Choć zdaniem eksperta „Super Expressu” Mariusz Stępiński miał być jednym z asów atutowych Arisu w meczu z Rakowem, od trenera swej drużyny dostał w Częstochowie tylko 26 minut na murawie. I nie stworzył w tym czasie poważnego zagrożenia dla bramki gospodarzy, skutecznie powstrzymywany przez częstochowskich obrońców.
- Cóż… Kiedy wchodzisz w drugiej połowie, mecz już jest w innej fazie… Musiałbym zagrać w większym wymiarze czasu, by wiarygodnie ocenić defensywę Rakowa. Na pewno są to jednak klasowi zawodnicy, jego obrona jest jedną z najlepszych w Polsce – komplementował swych rywali (jednocześnie delikatnie usprawiedliwiając własną niemoc na murawie) Stępiński. - Ale postaramy się ją sforsować w rewanżu – dodawał.
Na ten optymizm pozwalał mu scenariusz meczu, który najwyraźniej mocno odbiegał od oczekiwań gości. - Choć wiedzieliśmy, że Raków to nie jest „drużyna znikąd” i znaliśmy jego atuty, przyjechaliśmy do Częstochowy, by wygrać – podkreślał Mariusz Stępiński. - Więc jest pewien niedosyt. Boli zwłaszcza ro, że straciliśmy bramki po naszych błędach. Fajnie natomiast, że strzeliliśmy gola. To on trzyma nas przy życiu – zaznaczał.
- Przed nami drugie 90 minut rywalizacji, wciąż jesteśmy w grze i we wtorek będziemy walczyć o awans – przypominał były reprezentant Polski. I zastanawiał się głośno, jak może wyglądać rewanż. - Raków lepiej się chyba czuje w kontrataku, więc w Limassol goście też pewnie będą się bronić. Spotkanie może wyglądać podobnie jak starcie częstochowian z Karabachem w Baku. Myślę, że będziemy napierać Raków – prognozuje Stępiński.