"Zibi" ma rację. Drzwi Champions League, które ostatnio zamykały się przed nami z hukiem, zostały dla polskiej drużyny mocno uchylone. Czy uda się przez nie prześlizgnąć?
Partizan Belgrad, Slavia Praga, Olympiakos Pireus, FC Kopenhaga, Maccabi Hajfa lub mistrz Bułgarii (prawdopodobnie Levski Sofia) - na jednego z tych rywali może trafić mistrz Polski w decydującej rundzie walki o LM. Od tego roku mistrzowie krajów nie mogą już trafiać na zespoły z niższych miejsc w mocnych ligach. Dzięki temu unikniemy starcia z gigantami z Niemiec, Anglii, Francji czy Hiszpanii.
Mistrz Polski (pewnie Wisła) zacznie eliminacje od drugiej rundy, gdzie trafi na słabeusza. W rundzie trzeciej też rywale nie rzucają na kolana, choć może dojść do pojedynku krakowian z APOEL-em Nikozja (Kamil Kosowski i Marcin Żewłakow). Decydująca będzie runda czwarta i właśnie w niej nasz mistrz, jeśli awansuje, wpadnie na któryś z sześciu wymienionych wyżej zespołów (o ile któryś z nich nie odpadnie we wcześniejszej rundzie, wtedy na jego miejsce wskakuje zwycięzca danego meczu).
Przy takiej "drabince" najtrudniejszym rywalem jest Olympiakos Pireus (Michał Żewłakow), najlepiej zaś byłoby trafić na mistrza Bułgarii, bo Levski to słaba drużyna.