Jacek Bąk

i

Autor: Przemysław Szyszka/Super Express

Szczera opinia byłego kadrowicza

Jacek Bąk o występie reprezentacji Polski na mundialu w Niemczech. Były kapitan kadry nie gryzł się w język

2022-12-10 6:47

Reprezentacja Polski z nadziejami przystępowała do MŚ 2006. Tyle że występ „Biało-czerwonych” był rozczarowaniem, bo zakończył się na fazie grupowej. Kapitanem naszego zespołu był Jacek Bąk, który zagrał w trzech meczach. W rozmowie z naszym portalem mówi o słynnych powołaniach trenera Pawła Janasa, wspomina mecze na mundialu i nie gryzie się przy tym w język. - Apetyt był duży, ale zamiast tego znów skończyło się klapą - podsumował występ Polaków w finałach.

„Super Express”: - Na co liczyliście na mundialu w Niemczech?

Jacek Bąk (uczestnik MŚ 2002, 2006, EURO 2008, 96 meczów w reprezentacji Polski): - Ten turniej we mnie siedzi. Byłem kapitanem. Jechaliśmy z nastawieniem, że trzeba wyjść z grupy, w końcu w eliminacjach dobrze nam poszło. To był nasz cel. Nie chcieliśmy powtórzyć Korei. Apetyt był duży, ale zamiast tego znów skończyło się klapą. W sumie byłem z kadrą na trzech imprezach: dwóch mundialach i na EURO. Każdy kończył się tak samo.

- To co poszło nie tak?

- Przed każdym turniejem dostawaliśmy mocno w kość, a byliśmy przecież po całym sezonie. Zastanawiam się, co by było, gdy te treningi były trochę lżejsze. Może wystarczyło trochę poluzować. Ale tego luzu nigdy nie było. Takie moje przemyślenia. Dlatego cieszę się, że udało się to nam w końcu w Katarze. Styl może budzi zastrzeżenia, ale rekompensuje to awans do fazy pucharowej.

- Wróćmy do MŚ 2006. Wtedy selekcjoner Paweł Janas zszokował powołaniami. Zrezygnował z takich graczy jak Jerzy Dudek, Tomasz Kłos, Tomasz Rząsa i Tomasz Frankowski. Jak odebrał pan ich pominięcie w kadrze?

- Byłem zdziwiony tak jak wszyscy. Szok. Nie oglądałem ogłaszania kadry w telewizji. Zadzwonił do mnie podekscytowany znajomy. Zaczął wyliczać, kto nie jedzie. Mówię do niego: co ty gadasz, nie wierzę. Myślałem, że mnie wkręca, że żartuje ze mnie. Ale okazało się, że to prawda. Było zaskoczenie, bo w końcu mówimy o zawodnikach, którzy dawali nam jakość. Dudek to zawodowiec, nigdy nie był konfliktowy. Nie robiłby afery z tego powodu, że ma usiąść na ławce. Byłaby fajna rywalizacja z Arturem Borucem. Ale tak zdecydował trener Paweł Janas, to był jego wybór.

- Były nadzieje na dobry turniej, a skończyło się zaskakującą porażką 0:2 z Ekwadorem w meczu otwarcia. Co się stało?

- Szczególnie, że kilka miesięcy wcześniej wygraliśmy z nimi 3:0 w Hiszpanii. Liczyliśmy na dobry wynik. Ale tym razem rywale byli lepsi, mocniejsi, szybsi, choć nam też zabrakło szczęścia. Poza tym zdarzyły nam się błędy. Pierwszego gola straciliśmy po wyrzucie piłki z autu, drugiego po prostopadłym podaniu. Nie powinny paść te bramki, ale padły. Ja dostałem w twarz od rywala. To była walka, zdarza się, nie mam pretensji. Teraz takie sytuacje wychwyci VAR i delikwent dostanie czerwoną kartkę. Byliśmy podłamani tym startem. Przed meczem spotkaliśmy się z premierem od którego przed turniejem dostaliśmy podkowę na szczęście.

- Po spotkaniu z Ekwadorem do historii przeszła konferencja na której zamiast trenera i piłkarzy pojawił się prezes Michał Listkiewicz, wiceprezes Antoni Piechniczek i kucharz kadry. Nie chcieliście tłumaczyć się z niepowodzenia?

- Żartem mogę powiedzieć, że zabrakło tylko masażysty i doktora... Wiadomo, że źle to wyszło. Trzeba było tam być i rozmawiać, choć wiadomo, że nikt tego nie lubi po porażkach. Dostaliśmy wolne. Pewnie chodziło o to, żeby zapomnieć o tym meczu, wyczyścić głowy.

- Ale nic to nie dało, bo mecz o życie z Niemcami przegraliście 0:1 w doliczonym czasie.

- Wyglądało to tak, że Niemcy „dusili”, a my się broniliśmy. Piłka nie chciała im wpaść, a mieli sytuacje, ale dobrze bronił Artur Boruc. Potem było jeszcze trudniej, bo czerwoną kartkę dostał Radek Sobolewski, a na koniec Oliver Neuville strzelił gola. Szkoda, że nie udało się dociągnąć tego remisu. Niemcy zajęli wtedy trzecie miejsce. Po meczu do szatni przyszedł prezydent Kaczyński, ale w tym czasie byłem na basenie.

- W meczu o honor pokonaliście 2:1 Kostarykę. Duża była mobilizacja przed tym spotkaniem?

- Nikogo nie trzeba dodatkowo nakręcać. Mundial, ostatni mecz, każdy chce wygrać, każdy jest „napięty” i wie co ma robić. Bartek Bosacki, z którym wystąpiliśmy na mundialu dwa razy, miał dzień konia. Rozegrał mecz życia, chwała mu za te dwie bramki. Teraz śmieję się, że przyjechał prosto z wakacji, bo w tej pierwszej kadrze go nie było. Zastąpił Damiana Gorawskiego. Ale to już była wygrana na otarcie łez. Tak jak powiedziałem na początku rozmowy: ten mundial w Niemczech siedzi we mnie, bo znów nie wyszliśmy z grupy. Klapa, duży zawód.

Sonda
Czy Czesław Michniewicz nadal powinien być selekcjonerem reprezentacji Polski?
Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze