Choć pokonani w finale Francuzi swą złość w sensie medialnym odreagowali właśnie na polskim rozjemcy - „L'Equipe” ocenił jego pracę na „2”, znawcy tematu cmokali z zachwytu nad postawą sędziowskiego tercetu. Najważniejszą „laurkę” wystawił Marciniakowi&co „szef wszystkich szefów” w środowisku arbitrów, Pierluigi Collina. Nie ma wątpliwości, że w swym notesie przy nazwisku płocczanina postawił wielkiego plusa.
A co ten plus może dać polskiemu tercetowi w kolejnych tygodniach, miesiącach i latach? Michał Listkiewicz, który 32 lata temu był pierwszym naszym arbitrem obecnym na murawie w finale MŚ (na linii sędziował wtedy w Rzymie mecz Argentyna – RFN), nie ma wątpliwości co do miejsca Marciniaka i jego współpracowników w hierarchii światowych rozjemców.
- O ile dotąd byli wymieniani w piątce najlepszych zespołów sędziowskich, o tyle teraz Szymon jest już samodzielnym liderem u Colliny. I najlepszym kandydatem do sędziowania finału Ligi Mistrzów. Nie wiem też, czy nie przyjdzie wkrótce czas, że sędziowie klasy Szymona Marciniaka będą wynajmowani do ligi angielskiej, hiszpańskiej, niemieckiej. Byłby to naturalny kierunek – ocenił były sternik PZPN w rozmowie z „Super Expressem”.