Andre Gray ma 25 lat i gra w Burnley, ale w poprzednich sezonach nie był raczej znany szerszej publiczności. Dzięki temu mógł cieszyć się względnym spokojem, ale sielanka skończyła się, gdy błysnął w meczu Premier League z Liverpoolem. Jego drużyna wygrała bowiem 2:0, a on sam strzelił "The Reds" gola. Błyskawicznie stał się na tyle popularny, że fani zaczęli wnikliwie przeglądać jego profil na Twitterze. I na jego nieszczęście dotarli do pewnego wpisu z... 2012 roku.
"Czy mi się wydaje, czy wszędzie są geje?" - tak brzmi treść najbardziej skandalicznego postu. Skandalicznego, bo dorzucił do niego hashtagi "śmierć", "spalić" i "robimisięniedobrze". Angielska federacja zajęła się tą sprawą i zawiesiła zawodnika na cztery mecze, ale sam Gray i trener Burnley Sean Dyche nie mogą zgodzić się z tą decyzją.
- Ukarano go za coś, co powiedział cztery lata temu. Przyszedł do mnie od razu po wybuchu afery i powiedział, że był taki w przeszłości, ale teraz się zmienił. Przeprosił, bo wie, że postępował źle - tłumaczył swojego podopiecznego szkoleniowiec. To wszystko jednak na nic, bo FA uznała go winnym złamania aż sześciu punktów regulaminu. A mając na uwadze fakt, że federacja nie uznaje czegoś takiego jak przedawnienie, to Anglik raczej nie może liczyć na łaskawość.