Do tragedii doszło po sobotnim meczu Premier League pomiędzy Leicester City a West Hamem. Niedługo po końcowym gwizdku na murawie stadionu "Lisów" wylądał helikopter, na pokład którego wsiadł właściciel klubu - Vichai Srivaddhanaprabha. Niedługo później maszyna odleciała, ale dosłownie kilkadziesiąt sekund później rozbiła się nieopodal.
Z relacji świadków wynika, że w pewnym momencie silniki śmigłowca całkowicie się wyłączyły. Potwierdzają to słowa kamerzysty telewizji Sky Sports, Dana Coxa. Który obserwował helikopter, gdy ten spadał. Jego zdaniem pilot był prawdziwym bohaterem, bo skierował maszynę w odległy róg parkingu tym samym ratując życie setek osób, które w tym samym momencie wychodziły ze stadionu.
- Słyszałem, jak się wznosi i wynurza zza stadionu. Odruchowo spojrzałem, myśląc, jaka to niesamowita maszyna, licząc, że znajdzie się już w zasięgu mojego wzroku. Podniosłem głowę i zobaczyłem, że helikopter kręcił się, wirował, ale widać było, że to wymyka się spod kontroli pilota. Nigdy nie oglądałem czegoś podobnego. Nie wiem jak pilot to zrobił, zdawało się, jakby zwalniał ruch obrotowy i odleciał w narożną część parkingu - mówił Cox cytowany przez "The Sun".
Podobnego zdania są inni świadkowie. Twierdzą, że chwilę przed uderzeniem w ziemię pilot celowo skierował helikopter możliwie jak najdalej od stadionu. Brytyjskie media twierdzą, że za sterami siedział Eric Swaffer. Przypomnijmy, że w katastrofie poza właścicielem Leicester oraz pilotem śmigłowca zginęły też trzy inne osoby, w tym Izabela Lechowicz, polska pilotka i instruktorka latania, która na pokładzie przebywała jako pasażerka.
Na poniższym miejscu dokładzie widać, gdzie rozbił się helikopter.