Skrzydłowy opuścił Ekstraklasę w 2013 roku przenosząc się z Polonii Warszawa do Sampdorii Genua. W 2016 roku kupił go natomiast Hellas Werona, ale po tym fakcie zabawił w mieście Romea i Julii tylko przez lipiec i sierpień, aby trafić na wypożyczenie do Anglii - do Queens Park Rangers. A po półroczu w Londynie na zapleczu Premier League, jak zdradza sam zainteresowany, zgłosiła się po niego Chelsea.
Problem w tym, że reprezentant Polski... nie mógł skorzystać z propozycji "The Blues". - Przyszedł do mnie menedżer Ian Holloway i poinformował, że do klubu wpłynęła oferta ze Stamford Bridge. Trenerem Chelsea był wówczas Antonio Conte, który pilnie potrzebował zmiennika na wahadło dla Victora Mosesa, bo ze względu na kontuzję ktoś mu wypadł. A ja miałem w tamtym czasie bardzo dobrą serię meczów, zaliczyłem kilka asyst, stąd zainteresowanie. Problem jednak w tym, że wysyłając faks, w Chelsea nie sprawdzili, że nie mogą mnie kupić ze względów proceduralnych. W jednym sezonie można bowiem reprezentować barwy tylko jednego klubu, a ja zanim przyszedłem do QPR, zdążyłem zagrać minutę w Pucharze Włoch w barwach Hellasu. Temat szybko więc upadł, a kilka miesięcy później Chelsea kupiła na tę pozycję Davide Zappacostę za 30 mln euro - wyjawił Wszołek na łamach "Przeglądu Sportowego".
Z perspektywy polskich kibiców z pewnością można żałować zaistniałej sytuacji, nie wspominając już o samym zainteresowanym. Zabrakło bowiem naprawdę niewiele, aby Wszołek trafił do ekipy, która kroczyła wówczas po wygranie mistrzostwa Anglii i ostatecznie osiągnęła swój cel.