Badia w piątek z trybun w Gliwicach oglądał mecz Piasta, którego przez jakiś czas był kapitanem. Dzień później emocjonował się czterema golami Barcy w ligowym starciu z Elche. Dwa z nich zdobył Robert Lewandowski.
– Owszem, wcześniej cierpiałem, oglądając grę Barcelony – mówi „Super Expressowi” Badia. – Każdy pamięta erę Guardioli, więc kolejne wymęczone 1:0 dawały co prawda trzy punkty, ale nie dawały satysfakcji – potwierdza spostrzeżenia wielu kibiców. Ale jest fanem z kategorii „na dobre i złe”, więc wiary w ulubieńców nie stracił. I w kapitana Biało-Czerwonych też nie.
– Robert męczył się na boisku, szukając gola – przyznaje Badia. – Ale w grze wciąż był liderem. Widać było po chłopakach, że z nim na murawie czują się raźniej. Byłem też spokojny, że znów zacznie trafiać; dla mnie słowa „Lewy” i „gol” to jedno i to samo. Nawet jeżeli codziennie jest o jeden dzień starszy, fizycznie ciągle wygląda kapitalnie. I wciąż jest maszyną do strzelania – dzieli się refleksjami były gwiazdor ekstraklasy. Jest pewien, że w lidze Barca nie roztrwoni dwunastopunktowej przewagi nad „Królewskimi”, a w pucharze też nie da sobie odebrać awansu. - Dzięki dubletowi kibice łatwiej wybaczą mecze, w których bolały ich oczy od patrzenia na jej grę! - zapowiada.
Pierwsze półfinałowe spotkanie w Madrycie zakończyło się zwycięstwem Barcelony 1:0. Rewanż na Camp Nou rozpocznie się w środę o godz. 21.00. Transmisja w TVP 1 i TVP Sport.