Pierwsze półfinałowe spotkanie w Madrycie zakończyło się zwycięstwem Barcelony 1:0. Rewanż na Camp Nou rozpocznie się w środę o godz. 21.00. – Wiele razy cierpiałem, oglądając mecze Barcy. Ale wciąż wierzę, że wkrótce wróci ona do stylu gry z czasów Guardioli – mówi „Super Expressowi” Gerard Badia.
„Super Express”: - Przed nami kolejne El Clasico. Ciarki chodzą po plecach?
Gerard Badia: - Czekam na ten mecz z niecierpliwością. Co prawda to półfinał pucharu, ale o wadze finału. Dobrze wiemy, że Barcelona jest dziś daleko od drużyny z czasów Guardioli czy Luisa Enrique. Mówię o arenie międzynarodowej; widzieliśmy wszyscy, co się stało w Lidze Mistrzów, i jak bezradna była w Lidze Europy. Jedyne więc, co dziś piłkarze Barcy mogą ofiarować swoim – czasem zdegustowanym – kibicom to właśnie krajowy dublet: mistrzostwo i Puchar Króla. Oczywiście, mistrzostwo jest ważniejsze, ale wspaniale byłoby dorzucić do tego krajowy puchar.
- Bo wtedy kibice łatwiej wybaczą te mecze, w których oczy bolały od patrzenia na grę Barcelony?
- Bolały strasznie, to prawda. Ja też cierpiałem, oglądając mecze Barcy. I cierpieli moi przyjaciele. Każdy z nas świetnie pamięta erę Guardioli, więc te kolejne wymęczone 1:0 dawały co prawda trzy punkty w tabeli, ale nie dawały satysfakcji. Pamiętam, że kilka lat wstecz już na godzinę przed meczem Barcelony do naszego ulubionego baru, w którym wszyscy gromadzili się, by razem oglądać transmisję, nie dało się wcisnąć szpilki. A teraz? Nie dość, że luźno przy stolikach, to jeszcze w trakcie spotkania Barcy czasem zaczyna się skakanie po kanałach. Bo na murawie nudno... Więc niech dziś – i do końca sezonu – Barcelona gra tak, by nikomu nie przyszło do głowy łapać za pilota w trakcie jej meczów. Musi do takiej gry wrócić, choć... łatwo nie będzie. Warunek jest jeden.
- Jaki?
- Sergi Roberto ma ostatnio bardzo dobry okres, paru innych, młodych, też. Ale jeśli Barcelona chce wrócić na dawne pozycje w Europie, musi mieć jeszcze lepszych graczy. Topowych.
- Kiedy Robert Lewandowski przenosił się z Bayernu do Barcelony, wielu fanów – w tym i pan – było przekonanych, że to on będzie tym liderem, który wskrzesi ducha Barcy i poprowadzi ją na szczyty. Dziś nie brak wyrazów krytyki pod jego adresem...
- Robert wciąż jest liderem, z nim na boisku Barcelona gra lepiej. Widać było po chłopakach, że z nim na murawie czują się pewniej, nawet jeżeli nie strzela bramek – tak jak w ostatnich tygodniach. Ja, mając za sobą boiskową przygodę z profesjonalną piłką, doceniam robotę wykonywaną przez Roberta. Ale prawdą jest też, że kibice Barcy są zmienni. Kiedy jest dobrze, noszą swego bohatera na rękach. Jednak bardzo szybko potrafią się też zniecierpliwić: narzekać, że „Lewy” jest już za stary; pytać, czy jeszcze daje radę...
- A pańskim zdaniem daje?
- Jeszcze przed sobotnim meczem z Elche (Barcelona wygrała 4:0, a Lewandowski zdobył dwa gole – dop. red.) byłem pewien, że lada chwila znów zacznie strzelać. Dla mnie słowa „Lewy” i „gol” to jedno i to samo. Ale – po pierwsze – musi być w pełni zdrowy, a nie wiemy tak naprawdę, czy czasami coś mu tam w ostatnich tygodniach nie przeszkadzało w uzyskaniu pełni dyspozycji. Po drugie – to leży także w głowie Roberta. Miał taki czas, kiedy właściwie wszystko mu wpadało; potrafił ustrzelić hat tricka, dotykając piłki piętą albo... pupą. W ostatnim miesiącu natomiast wpadać nic nie chciało. Na szczęście w sobotę znowu zaczęło. I będzie wpadać dalej. Bo jeśli nawet Robert codziennie jest o jeden dzień starszy, fizycznie ciągle wygląda kapitalnie. I wciąż jest maszyną do strzelania bramek!
- W Barcelonie generalnie trudno mieć czystą głowę, wyłącznie do piłki. Dochodzenie w sprawie wpływania na sędziów, nieustająca analiza finansów...
- Fakt, nie ma w klubie spokoju; jest atakowany za sprawy z sędziami, za finansowe działania. Ale ja sobie tak myślę, że zawsze kiedy Blaugrana jest na czele, kiedy dystansuje Real, madryckie media zaczynają wyciągać takie historie. Gdyby sobie spokojnie grała na trzecim miejscu w tabeli, nikt by o tych sprawach nie wspominał. Ale te 12 punktów przewagi w tabeli bardzo boli wszystkich w Madrycie, i stąd to rzucanie kamyczków do ogródka Barcelony. Dlatego tym bardziej trzeba sięgnąć po ten dublet!