Zdaniem Adama Nawałki wybór Fernando Santosa na selekcjonera jest najlepszą opcją spośród trenerów zagranicznych. Uważa, że obecnie, inaczej niż rok temu, jest więcej czasu na spokojną pracę i nowy selekcjoner będzie budował wizerunek reprezentacji, który został mocno nadszarpnięty z powodu afery premiowej. Nawałka ujawnił nam sytuację z mistrzostw świata w 1978 roku, gdy do późnych godzin nocnych trwały rozmowy o premiach finansowych.
Super Express: - Jak pan przyjął wybór Fernando Santosa na stanowisko selekcjonera?
Adam Nawałka: - To najlepszy wybór spośród trenerów, którzy byli dostępni na rynku, jeśli chodzi o prowadzenie reprezentacji. Mam na myśli doświadczenie i sukces z mistrzostwem Europy, i wygraniem Ligi Narodów włącznie. W gronie kandydatów, podawanych zresztą przez prezesa Kuleszę byli też trenerzy polscy i uważam, że wybór jednego z nich też byłby bardzo dobrą decyzją.
- Kogo ma pan na myśli?
- Przedstawiani byli Michał Probierz, Piotr Stokowiec i myślę, że to dobrzy kandydaci, ale jeszcze będą mieli swój czas. Uważam, że godnymi funkcji selekcjonera reprezentacji już teraz są Jan Urban i Marek Papszun. Janek Urban to bardzo dobry szkoleniowiec, mający sukcesy jako piłkarz i trener, a także posiadający doświadczenie z kadry, bo podobnie jak ja był w sztabie trenera Leo Beenhakkera, więc ta praca nie jest mu obca. Model pracy Marka Papszuna w klubie jest na wysokim poziomie, ma bardzo dobry przekaz pomysłu na grę i potrafi wydobyć z zawodników maksimum. To świetnie zapowiadający się trener i czasami ryzyko w postaci postawienia na tak perspektywicznego trenera się opłaca.
- Wielu na tym stanowisku widziało pana. Prezes Cezary Kulesza kontaktował się z panem?
- Od razu muszę uciąć te rozważania. Rok temu była wyjątkowa sytuacja ze względu na nagłe rozstanie się Paulo Sousy z reprezentacją. Było zapytanie czy podjąłbym się tego zadania i wówczas wyraziłem gotowość. Natomiast obecnie, gdy jest czas i spokojnie można było powołać trenera, który będzie budował wizerunek reprezentacji przez następne lata, to przyszedł czas na kogoś innego.
- Reprezentacja pod pana wodzą grała przeciwko Santosowi i Portugalii w ćwierćfinale Euro 2016. Mieliście okazję do dłuższej rozmowy?
- Były obustronne gratulacje i chwila rozmowy o meczu, który stał na bardzo wysokim poziomie, a o wyniku zadecydowała seria rzutów karnych. Później mieliśmy okazję do krótkiej rozmowy na konferencji trenerów w Paryżu jesienią tego samego roku.
- Jak pan ocenia nasz występ na mundialu?
- Analizując ogólnie, to cel postawiony przed selekcjonerem Czesławem Michniewiczem, czyli wyjście z grupy, które zawsze jest tym minimum został osiągnięty. Tutaj się wszystko zgadzało, ale reprezentacja Polski to jeszcze coś więcej, mam na myśli jej wizerunek i całą otoczkę wokół niej. Po mistrzostwach afera premiowa całkowicie przesłoniła wynik sportowy. Nie chcę oceniać jaki miała wpływ na decyzję prezesa Kuleszy o zmianie selekcjonera, bo jestem za daleko od PZPN i nie znam szczegółów.
- Czego możemy oczekiwać po nowym selekcjonerze?
- Jak dla mnie, realne możliwości drużyna pokazała na mundialu w meczu z Francją. Byliśmy w stanie walczyć jak równy z równym i w pewnych fazach meczu grać bardzo odważnie. Trener Michniewicz starał się bardzo pragmatycznie podejść do mistrzostw i cel osiągnął. Trzeba to uszanować, bo awans z grupy po 36 latach jest jakimś krokiem naprzód. Natomiast celem nowego selekcjonera powinno być maksymalne wykorzystanie potencjału, właściwy dobór piłkarzy, strategii i taktyki na poszczególne mecze.
- Z racji doświadczenia pracy z kadrą, jakiej rady udzieliłby pan nowemu selekcjonerowi?
- Mówiąc z przymrużeniem oka, to przy okazji ewentualnego spotkania z selekcjonerem z pewnością powspominamy „stare czasy” i przekażę mu swoje spostrzeżenia dotyczące reprezentacji. Mówiąc już całkiem poważnie, to bardzo mi się podoba, że wśród asystentów będą polscy trenerzy, spośród których wymienia się Łukasza Piszczka, Tomasza Kaczmarka i Huberta Małowiejskiego, a ja nie zapominałbym też o Goncalo Feio, od dawna pracującym w Polsce, mającym świetne predyspozycje trenerskie. Selekcjoner będzie miał też swój sztab, bo to normalne, żeby mieć ludzi sprawdzonych na przestrzeni lat, ale ruch z polskimi asystentami jest bardzo wartościowy. Taki sam model stosował Leo Beenhakker, który oparł się na naszej wiedzy, gdyż znaliśmy polską piłkę od podszewki. To będzie niezwykle ważne w pierwszym roku funkcjonowania nowego trenera. Świetnym analitykiem jest też Hubert Małowiejski, który ma bardzo bogaty bank informacji.
- Bardzo często powraca pan w rozmowach do Leo Beenhakkera. Na czym pan najbardziej skorzystał we współpracy za jego kadencji?
- To było dla mnie jako młodego trenera doskonałe doświadczenie. Podczas kariery zawodniczej zetknąłem się z tak znakomitymi fachowcami jak Jacek Gmoch, Antoni Piechniczek, Andrzej Strejlau, Orest Lenczyk a także Kazimierz Górski, gdy grałem w jego drużynie „Orłów, po zakończeniu mojej kariery. To miało dla mnie olbrzymie znaczenie jako przyszłego trenera i mogę podać namacalny przykład. Podczas mistrzostw świata w Argentynie (1978 -red.) miałem fantastyczne doświadczenia związane z boiskiem jako piłkarz, ale również mogłem się przekonać jak ważne są sprawy organizacyjne. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik przed wielką imprezą, a tak wówczas nie było. Już wtedy nie podobały mi się rozmowy na temat premii finansowych prowadzone z kierownictwem ekipy do późnych godzin nocnych. Dyskusje odbywały się przed najważniejszymi meczami, z Argentyną i Brazylią. Tamte zdarzenia utkwiły mi na tyle w pamięci, że będąc trenerem w klubie czy reprezentacji zawsze pilnowałem, żeby takie sprawy dopiąć odpowiednio wcześniej. Często niedociągnięcia organizacyjne przysłaniają osiągnięcia sportowe. Obyśmy teraz podczas meczów drużyny narodowej mogli skupiać się na tym co najważniejsze, czyli wydarzeniach sportowych. Cały czas trzymajmy kciuki za reprezentację i jej sukcesy.
Cezary Kucharski o wyborze Fernando Santosa na selekcjonera. Mówi o jajach i Cristiano Ronaldo