Jeszcze kilka dni temu żony reprezentantów Polski: Roberta Lewandowskiego, Kamila Grosickiego i Kamila Glika brały udział w letnim obozie Camp By Ann, organizowanym przez Annę Lewandowską. Przez tydzień aktywnie spędzały czas, słuchając wykładów o prawidłowym żywieniu, trenując ze specjalistami i korzystając z udogodnień Centrum Japońskich Sportów i Sztuk Walki "Dojo - Stara Wieś". Po zakończonym turnusie Ania, Marta i Dominika wybrały się do Warszawy na mecz drużyny Adama Nawałki. Przez ponad 90 minut kibicowały swoim mężom i całej drużynie, która walczyła o eliminacyjne punkty z Kazachstanem.
Najwięcej emocji towarzyszyło pewnie Annie Lewandowskiej. Jej mąż Robert harował na boisku jak wół i nie potrafił wpisać się na listę strzelców. Nawet kiedy pokonał już bramkarza Kazachów, bramki nie uznał mu sędzia. Pani Lewandowska mogła być niezadowolona. Jej humor zmienił się jednak w końcówce meczu, kiedy "Lewy" w końcu trafił do siatki. Wykorzystał jedenastkę i ustalił wynik meczu na 3:0.
Kilkanaście minut wcześniej radością tryskała Marta Glik. Żona polskiego obrońcy zobaczyła jak jej ukochany świetnym strzałem głową podwyższa prowadzenie biało-czerwonych. Ten gol dał piłkarzom Nawałki dużo spokoju i pewności siebie. Dla Glika i jego małżonki miał znaczenie podwójne, bo to nie były najlepsze zawody stopera AS Monaco. Bez gola i asysty zakończył swój występ Kamil Grosicki. Tym razem jego żona Dominika musiała zadowolić się sukcesem całej drużyny i cieszyć z faktu, że "Grosik" jest ważnym ogniwem lidera grupy E.
Tomasz Hajto znów szalał za mikrofonem
Memy po meczu Polska - Kazachstan
Lewandowski o nieuznanym golu: Nawet Kazach się śmiał