„Super Express”: - Z czego wynika ten słaby mental? Zwykle wolą walki nadrabialiśmy braki.
Artur Wichniarek: - Nie ma atmosfery w drużynie. Sprawa słynnej premii na mundialu zadziałała jak bomba z opóźnionym zapłonem, ale zadziałała. Wywiady Skorupskiego i Lewandowskiego nie pomogły reprezentacji a pokazały rozłam w drużynie. Przez wielu temat był marginalizowany, a jednak to problem. W trudnych momentach jest potrzebny kolektyw, i to żeby każdy piłkarz poszedł za drugim w ogień.
- Od rozwiązywania problemów w kadrze jest trener. Santos to ogarnie, bo wygląda na zmęczonego całą sytuacją?
-Nie zwracałbym uwagi na na jego wygląd i mimikę twarzy, bo jest taka sama od lat, również gdy zdobywał mistrzostwo Europy z Portugalią. Nie od tego zależą wyniki, tylko od gry zespołu. Mecze przegrywa się na boisku a w naszym przypadku, też poza boiskiem, bo nie ma monolitu. Dlatego ostatnio Santos powołał Krychowiaka i Grosickiego, żeby porozmawiali z młodszymi, w jakiś sposób wpłynęli na atmosferę, ale na razie nie przynosi to efektów.
- Poradziłby sobie z tą sytuacją, bo na razie pozostaje selekcjonerem?
- Mam wrażenie, że jako trener reprezentacji w przeszłości nie musiał zarządzać takimi kryzysami. Piłkarzy naszych znał słabo, bo na przykład w Grecji pracował wcześniej w klubach. Nie mógł wiedzieć o aferze premiowej i całych jej następstwach. Uważam, że po tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło, to Santos nie jest człowiekiem, który opanuje sytuację. Tu trzeba zarządzać zespołem i również wszystkim wokół niego. Na Santosa spadło na zbyt wiele rzeczy naraz, a on chciałby być przede wszystkim trenerem na boisku. Gdy przyszedł to powiedział, że nie będzie łatwo wyplenić u zawodników i żeby grali inaczej, niż laga na Roberta. Na to potrzeba czasu. Ale na dzisiaj nie ma argumentów na to, żeby zostawić Santosa na funkcji selekcjonera. Wobec tylu problemów, ile się pojawiło, to potrzebny jest ktoś wywodzący z naszych struktur piłkarskich i znających wszystkie zależności w polskiej piłce. Kimś takim jest na przykład Marek Papszun.