Beenhakker narzeka na ligę

2009-06-05 13:22

W środowy wieczór, w dalekim Kapsztadzie Leo Beenhakker (67 l.) przez ponad godzinę odpowiadał na pytania dziennikarzy.

To nie pierwsza pana wizyta w Kapsztadzie. Może pan opowiedzieć o wcześniejszych?

- Byłem tutaj wiele razy, gdy pracowałem jako dyrektor techniczny w Ajaksie Amsterdam. Klub z Kapsztadu został w pewnym sensie kupiony przez nas, aby gromadzić utalentowanych piłkarzy z Afryki, którzy byliby wzmocnieniem dla Ajaksu. Jeździłem tutaj jako członek zarządu razem z holenderskimi trenerami, którzy budowali tu podstawy i wprowadzali ujednolicony system szkolenia. Każdy wielki klub na świecie ma takie satelickie zespoły, do których wyszukuje się młodych piłkarzy i odpowiednio się ich szkoli. Ajax miał również taką bazę w Belgii, która dała kilku dobrych zawodników.

Co może Pan powiedzieć po pierwszych dniach zgrupowania o formie piłkarzy?

- We wtorek głównie odpoczywaliśmy po podróży. W środę już dodaliśmy więcej obciążeń do zajęć. W czwartek będzie jeszcze ciężej na treningach, a już w piątek lecimy na mecz. Jak zwykle mamy mało czasu. Ci piłkarze grają w różnych klubach i ligach. Kiedy powołujemy ich na zgrupowanie reprezentacji, to w ogóle nie zajmujemy się przygotowaniem fizycznym, ani indywidualną formą zawodników. Mamy tylko czas na pracę nad zgraniem drużyny, aby jeden drugiego rozumiał na boisku i dobrze czytał grę. W klubach piłkarze różnie reagują na poszczególne sytuacje na boisku, a my w reprezentacji mamy swój sposób reagowania i tego się przez te kilka dni uczymy. Dudka gra w Auxerre zupełnie inaczej, niż Żewłakow w Olympiakosie, a my musimy sprawić, żeby oni w kadrze się rozumieli i grali podobnie. Pracujemy nad tym, aby w danej sytuacji boiskowej odpowiednio się zachować i zareagować. Nic więcej nie możemy zrobić podczas tak krótkich zgrupowań.

Czy ma pan pretensje do zawodników, którzy mimo powołania, nie stawili się na zgrupowaniu? Wierzy pan w te wszystkie kontuzje?


- Niektórzy piłkarze mnie rozczarowali, ale podkreślam, wierzę w te kontuzje, na które powoływali się nieobecni tu zawodnicy. Jeśli ktoś ma uraz, to najpierw bada go lekarz klubowy, który jest w kontakcie z lekarzem reprezentacji. Później badania robi nasz doktor. Dopiero wtedy podejmuje się decyzję, czy dany gracz ma wziąć udział w zgrupowaniu. Jeśli zawodnik ma uraz, który wyklucza go z treningu na 6 dni, to bez sensu jest go brać na zgrupowanie do RPA, które trwa tylko dziewięć dni.

Czy ci piłkarze poniosą jakieś konsekwencje?

- Nie może być mowy o żadnych konsekwencjach, gdy w grę wchodzi kontuzja. Jedynym piłkarzem, który nie ma urazu, a którego tu nie ma jest Mariusz Lewandowski. Jednak z nim wszystko sobie wyjaśniliśmy przez telefon. Zgodziłem się na absencję Mariusza, nie dlatego, że poprosił mnie o to trener Szachtara Mircea Lucescu. Na pismo z klubu z Doniecka odpowiedziałem, że nie zgadzam się na zwolnienie Lewandowskiego ze zgrupowania, bo ja mam prawo powołać zawodnika, a oni mają obowiązek go zwolnić. Później wielokrotnie rozmawialiśmy z Mariuszem i poznałem inne, istotne przyczyny, na podstawie których pozwoliłem mu nie stawić się na zgrupowaniu. Powtórzę, że niektórzy z piłkarzy mnie rozczarowali, ale nie powiem żadnych nazwisk.

Czy sięgnie pan jeszcze po tych, którzy pana rozczarowali?

- Tu nie ma miejsca na obrażanie, to nie jest piaskownica. We wrześniu czekają nas eliminacyjne spotkania. Czy mam powołać na nie najlepszych polskich piłkarzy, czy najgrzeczniejszych? Jeśli wezmę tych grzecznych, kochających mnie i przegram mecz 0:3, to co napiszecie o mnie następnego dnia? Zabijecie mnie! Tak właśnie to działa. To co, mam na złość zostawić w domu Błaszczykowskiego oraz Jelenia i wystawić jakiegoś młodego, który bez wahania wsiadł do samolotu do Kapsztadu? Czy tak mam zrobić?

Czy wyjaśnił pan innym piłkarzom, dlaczego ich koledzy nie przyjechali na kadrę?

- Nie potrzebuję tłumaczyć niczego zawodnikom, nawet tym powołanych w ostatniej chwili. Oni nie potrzebują żadnych wyjaśnień. Czy wiecie jak zareagował Rzeźniczak, jak zapytałem go, czy chce pojechać z nami do RPA? Komorowski również bez żadnego wahania odpowiedział, że oczywiście chce jechać. Do Bandrowskiego zadzwoniliśmy o godzinie 23. i ten, który był w Warszawie na wręczaniu medali, zdążył już wrócić do Poznania, a później w nocy wsiadł samochód i z powrotem pojechał do stolicy.

Chyba najbardziej szkoda Ireneusza Jelenia, na którego zaczął pan stawiać.

- Jeleń zrobił wielki postęp. Byłem osobiście w Auxerre, a wcześniej oglądałem wiele meczów na DVD z jego udziałem i zobaczyłem, że dobrze się rozwinął, dlatego go powołałem. Dziś to jest kompletny piłkarz, ma mało strat i w jego przypadku procentuje doświadczenie. Ja naprawdę obserwuję moich zawodników, wierzcie mi. Zarzucają mi, że nie byłem na meczu Wisła - Legia, ale zawodników z tych drużyn przecież doskonale znam. Boguski, Brożek i Roger przecież są przeze mnie powoływani, znam ich doskonale! Czy muszę ich koniecznie zobaczyć w spotkaniu Wisła- Legia? Bądźmy poważni. Czy to coś zmieni?

Czy wyjazd do RPA był pana pomysłem? Czy nie lepiej było zagrać z kimś w Europie?

- To nie był mój pomysł, aby tu jechać i od początku to mówiłem. Jednak futbol to również podróże więc ostatecznie zgodziłem się i nie mam z tym problemu. Jesteśmy profesjonalistami i od jakichś 20 lat piłka nożna idzie w parze z komercją i pieniędzmi, bo bez nich nie ma zawodowego sportu. To właśnie dlatego Manchester United leci na mecze towarzyskie do Japonii, a inni na przykład lecą na zgrupowanie do USA.

Czy da się wyciągnąć jakieś korzyści sportowe z meczów z RPA i Irakiem? Czy te spotkania coś nam pomogą w przygotowaniu do wrześniowych potyczek o punkty?

- Ci rywale i ich styl gry, nie mają żadnego związku drużynami z Europy, z którymi mierzymy się eliminacjach. Jednak dla piłkarzy to będzie nowe doświadczenie. Jeśli awansujemy na mundial, to będzie to dodatkowo procentowało, bo być może z tym stylem gry się spotkamy.

Proszę powiedzieć, czy Artur Boruc stracił pozycję numer jeden w kadrze?

- Jaki numer jeden? Zobaczcie jak zawodnicy się rozwijają! Artur Boruc to nadal Artur Boruc, ale w tym samym czasie młodsi bramkarze dobijają się do drzwi. Taki Fabiański na każdym zgrupowaniu jest coraz lepszy i powoli sięga po koszulkę z numerem jeden. Nadchodzi chwila, gdy będziemy mieli dwóch bramkarzy na tym samym poziomie. Tak właśnie powinno być, że mamy po dwóch równorzędnych zawodników na każdą pozycję. Mając taką sytuację, mogę obserwować na treningu, czy dany piłkarz pasuje do koncepcji na dany mecz oraz jak współpracuje z innymi. Wtedy mogę zdecydować, czy na lewej obronie postawić na Wawrzyniaka, czy Krzynówka. Dokładnie tak samo jest z bramkarzami, bo Fabiański jest dziś bezpośrednim konkurentem Boruca. A jeszcze dwa lata temu, Artur był bezdyskusyjnym numerem jeden, a "Fabian" numerem dwa, albo nawet trzy, jeszcze za Kowalewskim. Dziś Łukasz jest przynajmniej na tym samym poziomie co Artur, więc mogę powiedzieć, że mam dwóch bramkarzy z numerem jeden! Do tego grona śmiało wkracza Załuska i można powiedzieć, że pod względem szkolenia bramkarzy Polska jest bardzo bogata.

Czy interesuje pana prywatne życie polskich piłkarzy, takich jak choćby perypetie Artura Boruca?

- Ich prywatne życie, należy do nich, ale w momencie kiedy dana sytuacja ma wpływ na dyspozycję w meczu, to interesuję się ich prywatnymi sprawami. To jednak co innego, niż zainteresowanie brukowców. Aby dobrze grać w piłkę nie wystarczy być dobrze przygotowanym pod względem fizycznym i taktycznym, ale trzeba mieć również czystą głowę. Jeśli zawodnik ma mentalne problemy, to znaczy, że nie jest gotowy do gry. Znam wiele szczegółów z życia prywatnego Artura, ale to mnie nie interesuje do czasu, kiedy ten człowiek staje się bramkarzem reprezentacji Polski. Wtedy muszę wkroczyć do akcji i zauważyć, że pod względem mentalnym nie jest gotowy do gry. Wtedy najpierw staram się mu pomóc, ale później muszę podjąć decyzję, czy jest w stanie wystąpić w ważnym meczu. Wyraźnie rozdzielam te dwie rzeczy: człowiek Artur Boruc i jego prywatne życie, a z drugiej strony bramkarz Artur Boruc, który na boisku podejmuje decyzje.

Czy na sierpniowe mecze zamierza pan powołać Ludovica Obraniaka?

- Jeśli będzie miał paszport, to na pewno go powołam na sierpniowy mecz z Grecją. Nie wszystko w tej kwestii zależy ode mnie. Jesteśmy z nim w kontakcie i gdy tylko będą gotowe wszystkie formalności, na pewno po niego sięgnę. Czy pomoże nam w eliminacjach? Nie wiem, musze najpierw zobaczyć, czy da radę przejść z poziomu klubowego na reprezentacyjny. W klubie gra świetnie, ale nie wiem jak to się przełoży na kadrę. Z pewnością jest to dobrej klasy pomocnik.

Dwa lata temu powiedział pan, że Polska może grać na poziomie najlepszych drużyn w Europie. Nadal pan tak uważa?

- Tak! Nadal wierzę, że możemy być w czołówce europejskiej, ale musi dokonać się wiele zmian. Ile razy rozmawialiśmy na temat warunków do treningów, szkolenia trenerów i pracy z młodzieżą?! Od trzech lat mówimy wciąż o tym samym. Zadam takie pytanie: pewnie oglądacie polską ligę częściej niż ja, powiedzcie, jaka jest różnica między Ekstraklasą cztery lata temu a dziś? Czy liga jest lepsza? Powiedzcie to głośno! Moim zdaniem nadal jest mniej więcej ten sam poziom. Nasza liga była powiedzmy na drugim piętrze, a mocne ligi na trzecim i w dodatku cały czas się rozwijają. A my nadal jesteśmy na tym samym poziomie. Dystans między nami a poziomem w zachodnich ligach nie zmniejsza się, a rośnie. Sto razy mówiłem, że mamy w Polsce utalentowanych piłkarzy i widzę postęp, jaki mogą zrobić i robią na każdym zgrupowaniu. Problem nie leży po stronie piłkarzy, ale w warunkach oraz w odpowiednim przygotowaniu trenerów do współczesnej piłki. Wiem, że po tym co powiedziałem i powiem, mogę mieć kolejnych wrogów w Polsce. Ale prawda jest taka, że nadal jesteśmy na tym samym poziomie co trzy lub cztery lata temu. Nie rozwijamy się, a jeśli w futbolu się nie rozwijasz, to znaczy, że coś jest nie tak. Postęp jest widoczny w każdej dyscyplinie sportu. Powtarzam kolejny raz: Polska jest śpiącym gigantem. Wina nie leży po stronie piłkarzy. Ich ambicja i talent są fantastyczne. Nie wińcie za nic zawodników! Powołałem 22 kadrowiczów oraz 9 rezerwowych. Poza bramkarzem powołałem wszystkich z listy rezerwowej oraz dodatkowo musiałem powołać dwóch innych. Nie ma takiego kraju, gdzie dziewięciu piłkarzy z kadry pauzuje z powodu kontuzji. To może zdarzyć się tylko w Polsce. Pytam skąd te kontuzje i słyszę odpowiedź, że są przemęczeni! Polscy piłkarze grający w Ekstraklasie są zmęczeni! Ile meczów zagrali od lutego? Piętnaście? A ile meczów zagrał Manchester United lub Barcelona? Dwa razy więcej?! A czy są zmęczeni? Widzieliście finał Ligi Mistrzów? Widzieliście ile sił ci piłkarze zostawili na boisku? Jak szybko biegali? To jest coś nieprawdopodobnego! Tak zagrać po naprawdę ciężkim sezonie w trudnej lidze?! Przecież oni grają na wielu frontach! Walczą w lidze, krajowych pucharach, Lidze Mistrzów, a dodatkowo każdy z piłkarzy gra w swojej reprezentacji. I co robią na koniec sezonu? Grają jak młode konie! Nie narzekają, że są zmęczeni. A jak jest u nas?! O matko boska! 24-letni chłopak, gra co niedzielę, jak on ma to wytrzymać! O jejku! Normalnie jak grasz co siedem dni, to masz czas żeby się przygotować. A w Polsce mówią: jesteśmy zmęczeni. O czym my mówimy! Zewsząd słychać ten sam płacz. Piłkarze narzekają, kluby mają pretensje, że zabieramy im zawodników. W mediach piszą, jacy to oni są przemęczeni. Zobaczcie jakie to głupie. W Polsce przerwa zimowa trwa trzy miesiące, a liga gra od lutego do końca maja! Ludzie, co to jest? Dorośnijmy wreszcie i trzeźwo oceniajmy rzeczywistość.

Czy od początku pana pracy w Polsce, ktoś z działaczy poprosił Pana o pomoc w szkoleniu polskich trenerów, czy zaproponował stworzenie systemu szkolenia młodzieży?

- Nie, ale wyobraźcie sobie, że przez trzy lata jak jestem w Polsce, pięć razy zapraszano mnie na szkolenia dla trenerów. Za każdym razem wyznaczano termin tych szkoleń, dokładnie w tym samym czasie, kiedy wyjeżdżaliśmy z kadrą na zgrupowanie. Dokładnie taka sama sytuacja miała miejsce w poniedziałek, gdy wylatywaliśmy do RPA, znów dostałem na ten dzień zaproszenie. Zawsze przedstawiam mój harmonogram pracy z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, w którym zawarte są wszystkie wyjazdy. Właśnie te kwestie mnie frustrują. Ludzie! Przecież tu nic się nie zmienia, nie ma żadnego postępu! Wciąż te same problemy! Powiem szczerze, jako człowiek kochający piłkę - jest nad czym płakać. Dwa tygodnie po Euro 2008 musiałem stawić się na posiedzeniu zarządu PZPN, gdzie mówiono o tym, że należy coś zrobić w perspektywie Euro 2012 i przygotować plan działania. Odpowiedziałem, że jestem gotowy się tym zająć, ale ktoś z sali powiedział, że to nie sprawa Beenhakkera, że ktoś inny powinien się tym zająć. Pytam dziś, czy została powołana kadra do lat 23? Czy jeździ ona na zgrupowania? Rozgrywa jakieś mecze? Czy mamy wyselekcjonowaną grupę 40 zawodników w przedziale wiekowym 24-25 lat, na których będzie opierała się kadra na Euro 2012? Sam to zrobiłem zabierając do Turcji tych chłopaków i razem z Rafałem Ulatowskim stworzyliśmy taką grupę. Frustruje mnie nie to, co o mnie się mówi, jakie brudy się we mnie rzuca. To wszystko zniosę. Wkurza mnie to, że dokładnie ci sami ludzie stoją w miejscu. Przez trzy lata nic się nie zmieniło, a mówią, że to moja wina. OK. Zniosę to. Bardzo mnie to boli jako zawodowca i jako kibica, bo w Polsce jest wielu utalentowanych piłkarzy, którym nie stwarza się możliwości rozwoju. Podjęto w ostatnim czasie tylko jedną dobrą decyzję, że przestano za korupcje karać kluby degradacją, a zaczyna karać ludzi, którzy za nią odpowiadają. Jeden z moich ulubionych piłkarzy Szymon Pawłowski stracił przez złe decyzje rok gry w Ekstraklasie. To boli. On ma naprawdę wielki talent, który zniszczono. Powiedzcie mi, czy w ostatnim czasie cokolwiek zrobiono, aby pchnąć polską piłkę na wyższy poziom? Pokażcie mi choćby jakąś najmniejszą rzecz, bo ja jej nie widzę. Są oczywiście wyjątki, a do nich zaliczam dobrą pracę z młodzieżą w niektórych klubach. Polska miała reprezentacje juniorskie, pokonaliśmy na MŚ w Kanadzie nawet Brazylię. Tamta drużyna trenera Globisza grała naprawdę wspaniale. Co się dzieje z zawodnikami, którzy w młodości odnoszą sukcesy, a później gdzieś znikają? Czy ktoś zauważył, że jest jakiś problem? Czy ktoś pochylił się nad tym i wskazał co jest złe? A powinno być tak, że ktoś mówi: "panowie, coś jest nie tak, zobaczmy gdzie w naszym systemie szkolenia popełniamy błędy? Naprawmy to, bo tracimy utalentowanych piłkarzy!" Nie winię za to PZPN-u, ja tylko pytam, czy coś się w tej kwestii robi. Czy ludzie odpowiedzialni za to, są w stanie znaleźć przyczyny niepowodzeń? Kiedy zadaję właśnie takie pytania, to nie otrzymuję odpowiedzi.

Czy rozpoczynając pracę w Polsce miał Pan nadzieję, że uda się stworzyć coś dobrego? Czy ktoś przyszedł i poprosił: Leo, zróbmy ujednolicony system szkolenia młodzieży, który wdrożymy w całej Polsce. Czy ktoś składał panu podobnie propozycje?

- Powiem szczerze, że czekałem na taką propozycję. Myślałem, że wykonam podobną pracę, jaką zrobił w Rosji Guus Hiddink. Tam początki też były trudne, bo była grupa ludzi, trzymająca w związku piłkarskim władzę, która nie chciała żadnych zmian. Jednak po naciskach z zewnątrz, również Romana Abramowicza, dokonała się rewolucja. Trzeba również dodać, że mieli warunki finansowe, aby poprosić o pomoc fachowców z innych krajów. Zatrudniono tam pięciu zagranicznych szkoleniowców, którzy stworzyli nowoczesny system pracy z młodzieżą. Moja sytuacja, była bardzo podobna do tej, jaką w Rosji zastał Hiddink, obaj trafiliśmy do krajów, gdzie nie pracowano na bazie nowoczesnych struktur. W 2006 roku Hiddink nie miał w Moskwie bazy treningowej. W ciągu trzech miesięcy powstało piękne boisko w centrum stolicy Rosji, na którym dwa lata temu trenowaliśmy. Przenieśmy się do Warszawy, jest rok 2009, a my nadal musimy prosić o zgodę na trenowanie na obiektach Legii lub Polonii. To już nie chodzi tylko o pierwszą reprezentację, ale również warunki do treningów dla młodzieżówek. Gdy przychodziłem do Polski, mogłem zaakceptować taką sytuację. Liczyłem, że uda się stworzyć coś fajnego, może wolniej niż w innych krajach, ale jednak coś wspólnie zrobimy. Tymczasem powiedzcie mi: co zostało zrobione!? Poza orlikami, których kilka sam otworzyłem nic się nie robi. Jednak to jest tylko kropla w morzu potrzeb. Z mojej strony wygląda to tak: widzę wielki potencjał u piłkarzy, widzę pragnienie bycia lepszym u młodych zawodników i dlatego tak bardzo frustruje mnie to, że przez trzy lata nie zrobiono kompletnie nic, aby stworzyć piłkarzom lepsze warunki rozwoju. Oni naprawdę zasługują na to.

Prezes Lato, zapowiedział ostatnio, że następnym trenerem kadry będzie młody, polski szkoleniowiec. Czy nie denerwuje pana, że cały czas mówi się o pana następcach?

- Przeczytałem w gazetach nazwiska dwudziestu trenerów, którzy mieli mnie zastąpić. Pojawiały się nazwiska Smudy, Kasperczaka, Engela, Nowaka z USA, Michniewicza oraz Berti Vogtsa. I co? To ja nadal pracuję z kadrą. Te wszystkie zapowiedzi zmian nie robią na mnie większego wrażenia, nie denerwują mnie. Jedyną rzeczą, która mnie frustruje są sprawy szkoleniowe. Denerwuje mnie to, że tracimy tak wiele czasu. Ale jeśli jutro ktoś naprawdę zmieni mnie na stanowisku selekcjonera, to pierwszy złożę mu gratulację. Jeśli znajdziecie sobie kogoś lepszego ode mnie, to nie ma sprawy.

W prasie -nie tylko polskiej - pojawia się coraz więcej sugestii, że będzie Pan dyrektorem sportowym Feyenoordu Rotterdam.

- W prasie pojawiają się różne sugestie. Takie wiele bzdur o mnie napisano, choćby to, że kupiłem sobie dom na Mazurach. W ubiegłym tygodniu zrobiono zdjęcie, jak przejeżdżam samochodem przez podwójną linię na ulicy. Super! Napisano, że jeżdżę jak kamikadze, a ja tylko chciałem wjechać na mój parking, więc co miałem zrobić, skoro ta linia od zawsze tam jest. Ale dla prasy, to jest wielki news! Tylko to ich interesuje! Mają radochę i wielką historię na całą stronę. Jednak jakoś nie znajduję w gazetach informacji o potrzebie stworzenia nowego systemu szkolenia młodzieży. Naprawdę, czasami aż chciałoby się zapłakać. Zewsząd słyszę różnych mędrców, a to Tomaszewskiego, a to Bońka, który niczym Mahomet z góry udziela wskazówek. Siedzi sobie we Włoszech i woła: halo, słuchajcie, Beenhakker to kłamca i Pinokio. Później schodzi z góry, jedzie nad jezioro i spokojnie popija koktajl. Czy to jest poziom, na którym powinniśmy prowadzić rozmowy? Czy tak powinno się rozmawiać o futbolu? To samo dotyczy sfrustrowanego Tomaszewskiego... Czy kogokolwiek w tym kraju jeszcze interesuje to, co on ma do powiedzenia? Czy ktokolwiek traktuje go jeszcze poważnie?

Panie trenerze, ale on jest ekspertem w stacji TVN24!

- W takim razie się cieszę, bo myślałem, że już zupełnie został na aucie. Gratuluję mu, że ma jeszcze miejsce, gdzie może się wygadać.

Nie martwi pana, że zajmujemy piąte miejsce w grupie eliminacji do MŚ?


- Nie patrzcie na miejsce w tabeli, ale na liczbę punktów. To nie jest łatwa grupa, jak wielu uważało przez rozpoczęciem eliminacji. Widzieliście mecze i znacie przyczyny straty punktów. Zarzucacie mi, że Polska spadła w rankingu FIFA. Odpowiem tak: to chyba przez to, że źle wykonuję moją pracę i prezes Lato może zatrudnić młodego, polskiego trenera...

Najnowsze